Jesteś młody a świat nie ma już przed tobą tajemnic. Przez łóżko i usta przepuściłeś tabun chujów, robiłeś pokazy, duety, pokazywałaś jak nadziewana się na dildo, laska rżnęła cię straponem, ktoś szczał do ust, co jeszcze? Było już wszystko, każda emocja. Proszę podstawić autko i wieźć pod Monachium.
W firmie byłem przed czasem. Pani Ewa rozszczebiotana, rozanielona i pełna energii. Asia spóźniła się pięć minut i nawet to nie zepsuło pani Ewie humoru. Dzieci, ruszajcie w drogę i bawcie się dobrze.
Droga poszła sprawnie. Kierowca zajął się prowadzeniem i nawet na postojach dyskretnie się od nas izolował informując jedynie o której planuje ruszyć w dalszą drogę. Prowadził pewnie, spokojnie ale szybko. Myślę, że wiedział kim jesteśmy, gdzie i po co jedziemy ale nie usłyszałem z jego ust słowa komentarza.
Na miejscu byliśmy po drugiej w nocy. Nawet w ciemnościach miejsce wyglądało pięknie. Za autostradą droga prowadziła przez uśpione wioski by na koniec wspiąć się serpentyną, przez las na szczyt wzgórza. Dom, a w zasadzie cztery domy, jeden duży i trzy mniejsze posadowiono na wierzchołku. Posesję odgradzał od świata wysoki mur. Na miejscu czekał mężczyzna, który przedstawił się jako Jan, Jan gospodarz czy może raczej opiekun. Mówił po angielsku z silnym niemieckim akcentem. Bez ceregieli zaprowadził nas do mniejszego domu, pokazał pokoje, zapowiedział śniadanie na dziewiątą i życzył dobrej nocy. Podobało mi się. Drewniany dom pachniał żywicą, łóżko było wygodne i przytulne. Aśka, wciąż naburmuszona, zasnęła lub tylko udawała że śpi gdy dokwaterowano dwie dziewczyny i chłopaka. Peter był wyższy, z twarzy sympatyczny. Irina i Kamila były swoim przeciwieństwem. Irina o dziecięco niewinnej twarzy, drobnej sylwetce i blond włosach wyglądała przy wysokiej, szczupłej ale mocno zbudowanej brunetce jak aniołek. W niewinność nie wierzyłem, na pewno byli z branży. Przyjechali z Pragi. Słowny łamaniec polsko-czeskiego dialogu zdążył nas rozbawić jeszcze przed zaśnięciem.
Śniadanie pojawiło się punktualnie o 9:00. Wraz ze śniadaniem skrócony program dnia. Zaczynamy o 15:00, o 13:00 lekki posiłek i coś do przebrania. Nie opuszczamy domu bez wezwania. Gdyby coś było potrzebne, dzwonimy domofonem. Wakacje z widokiem na Alpy.
Irina podobnie jak ja nigdy tu nie była. Pozostałe towarzystwo zachowywało powściągliwość i relaksowało się kłótnią o pilot od telewizora. O 13:00 kobieta, której wcześniej nie widziałem przyniosła spagetti i torbę z .. no właśnie, nie potrafię znaleźć odpowiedniego słowa. Strojem? Uprzężą? To coś pasowało do spagetti – plątanina rzemyków, grubszych i cieńszych pasków. Jedyną podpowiedzią był korek a w wersji jak zgadłem damskiej korek i małe dildo. Po kąpieli zastałem Aśkę i Petera rozkładających strój na stole tak, aby zapanował jakikolwiek porządek.
- Zdejmuj ręcznik, ty pierwszy.
Niech będzie. Stanąłem na środku pokoju czując na sobie wzrok całej czwórki. Erekcja nie była zbyt stosowna do miejsca i chwili, niewiele jednak mogłem na nią poradzić. Zaczęli od szerokiej obroży. Od niej paski na ramiona, przedramiona aż do haczącej o kciuk pętelki. W dół, piersi i pas na biodrach. Rzemyk z korkiem przez krocze – sam sobie włóż – i opaska, którą Aśka zacisnęła wokół mosznej i penisa. Sterczał teraz jeszcze bardziej idiotycznie. Oplot obejmował nogi aż do kostek, które opięły grubsze opaski. Kilka minut regulowali długość pasków i viola – gotowe. Spojrzałem w lustro.
- Brakuje jebanych dzwoneczków.
Nikogo to nie rozśmieszyło. Strój dziewczyn był podobny, tyle że bardziej eksponował biust. Na nich wyglądał zdecydowanie lepiej. Za piętnaście trzecia byliśmy gotowi. Rozmowy ucichły. W takich momentach panuje cisza lub myśli topisz potokiem oderwanej od wszystkiego gadki. Dziś było cicho, w telewizji leciała powtórka meczu Bundesligi. Punktualnie o piętnastej przyszedł Jan. Wyglądał odświętnie. Granatowy garnitur, błękitna koszula ze spinkami, krawat, nienagannie wyczyszczone buty. Znów był konkretny i rzeczowy.
- Witajcie gości skinieniem głowy. Nie odzywacie się nie pytani. Dobrze wyglądacie, poddajecie napoje, sprzątanie stoły. Jeżeli będę miał inne oczekiwania, powiem. Zrozumiane?
Potakneliśmy i gęsiego, za nim, przeszliśmy do dużego domu. Rozstawił nas przy wejściu, w salonie, przy barze, wzrokiem ocenił czy wszystko układa się po jego myśli i wyszedł. Przez ponad trzy godziny odbierałem płaszcze i kurtki. Przyjechało ponad pięćdziesiąt osób. Nie ukrywam, było nudno a konwencja mojego stroju sprawiała, że czułem się nieco idiotycznie. Goście nie zwracali na mnie uwagi. Oddawali płaszcz i przechodzili do sali z której dobiegał szum rozmów. Nic o nich nie wiedziałem poza jednym – z zachowania, ubioru widać było, że są obrzydliwie bogaci. Na co dzień rządzący światem że szklanych wież korporacyjnych molochów przyjechali na kilka dni tutaj oddać się .. czemu? Oglądaniu chłopaka że sterczącą kuśką ? Piciu drinków serwowanych przez pół nagie dziewczyny ? Trzeba do tego ściągać pięć dziwek?
Odpowiedź, może raczej wstęp do odpowiedzi dostałem po dziewiętnastej. Pan Jan podszedł z Iriną, zapytał się czy wszystko dobrze, dobrze, odpowiedziałem.
- Goście chcą was poznać.
Skinąłem głową zupełnie nie zdziwiony. Poobciągam, dam dupy, może pokaz z Iriną?
- Chodźcie ze mną.
Nie skierował się do salonu lecz bocznym korytarzem do dużego, zagraconego pomieszczenia przypominającego teatralną rekwizytornię.
- Rozbierzcie się. Za tamtymi drzwiami jest toaleta, prysznic i bidet. Ma być pachnąco i czysto. Byle szybko, bez naruszenia.
Z tej sceny pamiętam dwa ujęcia. Ulga po wyjęciu korka i minę Irminy, gdy robiła to samo.
- Cała i zdrowa?
Uśmiechnęła się.
- Bywało gorzej.
- Zawsze może być gorzej.
Wstydziła się bardziej niż ja. Nie miałem oporów by się przy niej przepłukać, to praca, oboje tak pracujemy, czyszczenie tyłka jest abecadłem a ona zapewne też nie zarabiała tylko pizdą. Ona podmyła się jakby niechętnie, czekając aż odwrócę wzrok. Śmiałem się w myślach – za chwilę może będziemy się pierdolić jakbyśmy byli parą od roku, po co ten wstyd? Wyszliśmy razem i jak rzadko – zaniemówiłem. Na środku pomieszczenia stały dwa stelaże z ramami. Stelaże były na kółkach i pomimo wielkości ramy wyglądały stabilnie. Ramy były na zawiasach. Pod jedną z nich stał stół. Jan gestem wskazał Irminie, żeby położyła się.
- Pomożesz mi.
W ręku trzymał opaski, oddzieloną część podał mnie i całkiem sprawnie trafiły na jej nadgarstki, przedramiona, ramię, uda, łydki i kostki. Do kompletu doszedł pas w talii i szeroka obroża, bardziej przypominająca kołnierz golfa. Szybkim spojrzeniem ocenił efekt pracy po czym dobierając z półki paski rozpiął ją na ramię, dosłownie. Przypominała teraz znak X, muchę pochwyconą w nić pajęczyny. Ciało było napięte. Obniżył nogi stołu aż swobodnie mógł go spod niej wysunąć. Wtedy przekręcił ramę do pionu. Wiesz co? Na swój sposób wyglądała pięknie. Młode, twarde piersi, wcięcie tali podkreślone pasem, lekko rozchylona falbanka wilgotnych warg. Poprawił napięcie w kilku punktach pomagając sobie małą drabinką i zadowolony odwrócił się do mnie.
- Twoja kolej.
Opaski nałożyłem stojąc, dopiero później położyłem się na ponownie ustawionym stole i dałem się zapiąć w swoją ramę. Teraz docierało do mnie, że sposób w jaki to robi napina i unieruchamia ciało. Poza palcami rąk i nóg oraz może delikatnym ruchem głowy, mocno ograniczonym przez obrożę byłem napięty, rozpięty i całkowicie bezbronny.
- Ostatni drobiazg i jesteście gotowi.
Drobiazgiem była czarna szarfa, którą przesłonił nam oczy. Patrzyłem jak zakłada ją Irinie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się jak w teatralnie wyolbrzymionym pożegnaniu.
- Nic nie mówicie. Żadnych słów. Nie bójcie się.
Jestem pewien, że mówiąc nie bójcie uśmiechał się. Szum rozsuwanych drzwi i cichnący gwar. Niewiadoma napinająca ciało. Kiedy idziesz z klientem na pokój nie zawsze wiesz co się wydarzy, ale paleta możliwych zdarzeń jest raczej zamknięta. Zrobię łaskę, przyjmę spust, dam dupy, sam porucham, kilka kombinacji i tyle, finito. Teraz jechałem rozpięty na ramie w środek pomieszczenia pełnego ludzi, których widziałem wcześniej przelotnie odbierając płaszcze. Nagi, wyeksponowany tak dalece , jak to możliwe. Następne dni pokazały, że można bardziej, ale to jeszcze nie ten punkt historii.
Rama zatrzymała się, gwar wrócił na miejsce. Ktoś coś opowiadał, czułem że przechodzi obok. Mówił po niemiecku, nic nie rozumiałem. Nie pytaj o czas. Pięć, dziesięć, piętnaście minut? Czas został po drugiej stronie przesłaniającej wzrok opaski. Zamilkł, wrócił gwar i kroki. Coraz bliższe, kroki i ręce dotykające mojego ciała. Delikatne i szorstkie. Kobiece i męskie. Gładzące, uciskające, szarpiące. Dłonie głodne dotyku, biorące w posiadanie, próbujące, sprawdzające fakturę skóry. Do tego wszystkiego szum słów, które odbierałem jako komentarz, zachętę, mój jęk gdy poczułem ból, jęk Irminy, musiała wisieć blisko, śmiech. Dłonie były natarczywe. Trzepały mojego kutasa, ślizgały się po cipie, ciągnęły za jajka jakby chciały sprawdzić wszystko, ocenić, zbadać, poznać .. tylko po co? Zobojętniałem. Złapała mnie myśl co dalej, co jest za tymi dłońmi, dokąd trafię i .. wszystko zaczęło gasnąć. Coraz mniej dłoni, coraz mniejszy szum i tylko moja ślepa erekcja celująca w ciemność.
Ocknął mnie szum przesuwanej ramy. Jan zdjął opaskę, Irina stała już obok uwolniona ze wszystkich opasek i teraz pomagała mu odpiąć mnie od stelaża. Musiała płakać, makijaż rozmyło kilka łez. Jan wyglądał na zadowolonego.
- Bardzo ładnie. Bardzo. Podobacie się. Przyniosłem szlafroki, zakładacie i do domu spać. Jutro śniadanie o dziewiątej, do piętnastej macie czas dla siebie. Będziecie sami, pozostali zadbają o gości. Tylko nie rozrabiajcie dzieciaki.
Zaśmiał się do swojego żartu. Peter i Kamila spali. Irina szybko poszła do siebie. Aśka siedziała w kuchni pijąc herbatę.
- Podobało ci się?
- Normalnie.
- Fajnie wyglądałeś. Podobał im się twój tyłek i sterczący kutas.
- I dobrze.
- To się okaże. Ty zupełnie nie rozumiesz gdzie jesteśmy?
- W pracy.
- Kurwa dzieciaku, pomyśl! To pierdolona sekta. Wymyślili sobie rytuały i ten cały Tomasz robi na tym w chuj kasy. A nas dymają i mają w dupie. Jutro będziesz się modlić, żeby to wszystko się skończyło.
- Byłaś tu?
- Tak, dlatego mam spokój i tylko pooglądam syf w którym kiedyś byłam.
- Przesadzasz.
- Może. Ta twoja królewna już dziś ryczała.
- Nie moja.
- Oboje będziecie w tym gównie.
(c.d.n)
24.04.2018 22:07
23.03.2018 10:47