Do pokoju zajrzała Laura.
- Marysia, na dół. Szefowa pilnie woła.
- Dokończę sprzątać, ogarnę się i zejdę.
- Powiedziała pilne. Chodź.
- Już dobrze.
Nie odpuściła pilnując, czy się zbiorę. Pod halkę wciągnąłem koronkowe figi, wsunąłem stopy w pantofle i karnie zszedłem na dół. Pisałem już o tym. Marysia to ja, w zasadzie ja w szczególny dzień poświęcony decyzją szefowej tylko Marysi. Zadbany przez dziewczyny wypuściłem z pokoju trzeciego już dziś miłośnika tych nieco odmiennych wrażeń. Lubił rżnięcie, teraz zamiast w spokoju zmienić prześcieradło, poszewki, sprzątnąć kosz z gumkami, odnieść szklanki, ogarnąć łazienkę, przygotować świeże ręczniki, szlafrok i klapki schodziłem na dół pewny, że figi, które chciałem zostawić na ostatnie spotkanie nadawać się będą tylko do prania. Następnym razem muszę mu delikatnie zwrócić uwagę, że przesadza z żelem. Żadna baba tak nie cieknie.
- Pięknie dziś wyglądasz. Kto ci pomagał?
- Laura.
- Świetnie jej poszło.
Nie do końca się z tym zgadzałem. Zbyt ciemne powieki nadały twarzy ostre rysy podkreślone mocnym użyciem konturówki. Wolę delikatniej, tak jak spod ręki Moniki.
- Chyba dobrze się teraz bawiłeś?
Uniosłem poczernioną brew.
- Dziewczynki powiedziały, że było cię słychać na dole.
Doniosły, nie powiedziały. Pani Ewa wiedziała wszystko, o wszystkim i o każdym. Może dlatego była w tej branży tak dobra a jej salon funkcjonował od lat bez zarzutu.
- Było w porządku.
- Jeszcze zanim zacząłeś u nas pracować dziewczyny czasem marudziły, że jest .. – powolnym ruchem wskazała palcem w dół - .. tam .. na dole .. dość dobrze zbudowany.
Przypomniało mi się, jak pierwszy raz go dziś dosiadłem. Wielki, gargatuniczny chuj kontrastował z cherubinową, mimo wieku jakby nadal dziecięcą sylwetką swojego właściciela. Nie musiałem pomagać sobie ręką. Sterczał celując w moją pizdę czerwonym grotem, którego rozmiar potęgował ściągnięty wcześniej ustami napletek. Nawet guma, sięgnąłem po XL, wyglądała nienaturalnie opięta na zgrubieniu. Cholernie chciałem mieć już go w sobie. Pokonać strach przed bólem towarzyszącym pierwszym próbom ruchu. Nadziać się na przekór krzyczącemu nie! ciału i krzyczeć już tylko tak! rżnij! skakać na palu aż..
- Masz mokre majtki.
Ostudziła wspomnienie.
- Laura powiedziała, że mam zejść natychmiast. Nie zdążyłem ..
- Nie szkodzi. Lepiej za mokro, niż zbyt sucho.
Roześmiała się głośno. Za tym nastrojem coś musiało się kryć. Pani Ewa była zbyt swobodna, zupełnie poza rolą pilnującej stada burdelmamy.
- Dziś masz jeszcze jedno spotkanie?
Bardziej stwierdziła niż zapytała. Znała cały grafik.
- Tak.
- Plany na wieczór?
- Nie.
- Po spotkaniu uciekaj do domu. Dziewczyny posprzątają pokój. Na dwudziestą pierwszą trzydzieści przyślę po ciebie Tadeusza. Zapraszam na kolację. Zależy mi, żebyś kogoś poznał.
Stałem jak wmurowany. Musiałem wyglądać komicznie. Nie poprawiony makijaż, zmierzwiona peruka, halka, mokre, prześwitujące figi, krzywo podciągnięte pończochy..
- No co tak stoisz? Mogę na ciebie liczyć?
- Tak proszę pani.
- To sio, uciekaj i dokończ to co robiłeś. Tylko majtki zmień przed klientem.
Tadeusz był punktualny, restauracja blisko. Słyszałem o niej, snobistyczny lokal o kuchni tam nieziemskiej, że nazwy prostego steku o powierzchni nieco większej od pocztowego znaczka trzeba się było uczyć trzy dni a i tak łatwo było o błąd w wymowie. Szef sali musiał wiedzieć, że przyjdę. Zanim powiedziałem do pani E.. mówiąc zapraszam odwrócił się na pięcie prowadząc do stolika w głębi sali. Po drodze minąłem dwóch kelnerów sztywnych jak chuje moskiewskiej kompanii reprezentacyjnej i spojrzeniu zimnym jak pizdy syberyjskich dziewic. Szef kuchni szczycił się białogwardyjskim, paryskim rodowodem, może stąd tak idiotyczne porównanie. Przy stole pani Ewa opowiadała coś przyciszonym głosem nie hamując jednak gestykulacji.
- O, jest.
Uniosła dłoń wskazując na mnie. Mężczyzna, z którym siedziała odwrócił głowę.
- Zapraszamy kochanie, siadaj – głos pani Ewy zdradzał ekscytację – coś do picia? Wino dla młodego człowieka proszę, tak, to samo.
To był On. Mentor społeczeństwa. Wzór moralności, wyrocznia. W świecie polityki będącym jego żywiołem jednym ruchem ręki tworzył, burzył i naprawiał. Był postrachem wrogów a wśród przyjaciół, których równie chętnie przygarniał tworząc doraźne koterie jak i porzucał w imię spraw wyższych cieszył się zasłużoną opinią wybitnego skurwysyna. Trzy, może cztery dni temu słuchałem wygłoszonego w tonie kazania moralitetu o konieczności odnowy moralnej narodu. Moja matka go uwielbiała nie zwracając uwagi na niuanse zmian politycznej linii.
- To jest twoje cudo Ewusiu?
W menu zrozumiałem słowo tatar kryjąc się w bezpiecznej przystani siekanego mięsa.
- Nikt nie narzeka a wiesz, że jestem na to wyczulona.
- Był u Tomasza?
- Tak, również pozytywne noty.
- Skąd ty kochana bierzesz takie perełki?
- To już moja tajemnica.
- Chłopcze .. – spojrzał na mnie uważniej - .. Ewusiu, możesz ..?
Pani Ewa otarła usta serwetką, wstała mówiąc na chwilę panów opuszczę i odeszła w stronę kuchni wołając szefa sali, zapewne na plotki z kulinarnym geniuszem – dość częstym klientem jej lokalu.
- Poprosiłem Ewę, żeby nas ze sobą poznała. Z wielu powodów wasze gniazdko nie jest miejscem, które mogę odwiedzać. Rozumiesz ..? – wykonał bliżej nieokreślony ruch ręką, na koniec opuścił ją wolno na stół akcentując smutek, ciężar odpowiedzialności za duszę narodu i powagę.
- Nie ma jednak tego złego co nie może się wydarzyć.
Zaśmiał się głośno i równie gwałtownie śmiech przerwał.
- Podobasz mi się. Nie wiem dlaczego, ale mi się podobasz. Spędzisz ze mną kilka dni. Oczywiście, jeżeli się zgodzisz. Kilka nie tak rutynowych dni, mam nadzieję, że zdołam cię zaskoczyć. To, że ty zaskoczysz mnie po słowach Ewusi wydaje się być pewne, tak?
Kiwnąłem głową. Czułem się onieśmielony. Sposób w jaki się wypowiadał, charyzma sylwetki, intonacji, gestów zmuszały do bezbronności. On i ja. Szkoda, że nie powiem matce.
- Ewusia uzgodni z tobą terminy. A teraz, napijmy się za znajomość.
Krew w wino, wino w krew.