Opowiadania erotyczne :: Dziwka - część 19 - Mrok

Pracę dziwki cechuje specyficzny egalitaryzm. Jestem dla wszystkich, tu mała gwiazdeczka i na dole strony przypis „których stać”. Szelest papierków zastępuje dyplom, CV czy list motywacyjny. Nie interesuje mnie twoje wykształcenie, stan cywilny bądź zawód. Nie wnikam nawet czy kosztuję cię godzinę pracy, a może odkładałeś dwa miesiące drążąc głowę myślą czy aby na pewno warto. Jestem i czekam, aż przyjdziesz. Reszta jest bez znaczenia.
Krok wstecz – zawód. Manager, kucharz, polityk, hydraulik, drobny przedsiębiorca, księgowy, ksiądz, wykładowca. Zdjęte majtki i kutas prężący się na widok wypiętego tyłka – mojego tyłka, to apoteoza równości. Nie ma w chuju budowlańca nic, co czyni go plebejskim. Instrukcja obsługi profesorskiej pałki pomija doktorat i habilitację. Ręka, język, usta, ssanie, lizanie jajek, ruch głowy monotonnie zmienny i spust, gdzie tam kotek wymyślił.
Różnica tkwi w detalach. Wielka jak bochen chleba dłoń murarza inaczej klepnie po dupie niż ascetycznie wychudzone paluszki pianisty. Przy korpulentnym księdzu – och, proszę wybacz grę stereotypami – z niektórych pozycji zrezygnuję nie mogą dostać się do ukrytego pod okapem brzuszka cuda. Profesorskie wykłady urozmaicą przed i po a politycy .. przy nich zatkam uszy, czasem lepiej nie wiedzieć.
Wszystkich jednoczy pragnienie dyskrecji. Odwiedzanie burdelu jeszcze uchodzi lecz już wizyty u męskiego rodzynka w kobiecym stadzie nie są tematem do rozmów podczas urządzonego przez żonę garden party. A gdy jeszcze jesteś ...
Na imię miał Krystian. Szefowa zwracała się do niego „Krystianek”. Krystianku to, Krystianku tamto. Zdrobnienie kontrastowało z tym, jak mówiono na mieście. „Mroku”. Mroku był gangsterem. W czasach gdy odpalano fajerwerki pod samochodami i polowano na siebie na ulicach stał w rozkroku między prawym a lewym brzegiem Wisły robiąc interesy z każdym, kto szanował jego zasady. Nieustannie podróżował – Moskwa, Wiedeń, Londyn, Nicea .. i w tych podróżach, a raczej w tym kogo odwiedzał tkwiła siła, której nikt na lokalnym podwórku kwestionować nie próbował.
Maszerował, więc nie zginął. Dwa tatuaże i bliznę na prawej łopatce były widokiem znanym nielicznym. Doskonale ubrany, z uśmiechem filmowego amanta emanował ciepłem. Do czasu. Gdy roześmiane kąciki ust zbiegały się do środka a ze spojrzenia uciekały emocje, pozostawiając szkliste źrenice zabawa się kończyła. Adresat spojrzenia rzadko nie rozumiał tej zmiany, a przynajmniej niewielu z tych, którzy nie rozumieli mogło o tym później opowiadać.
Mroku nie budował legendy. Nie chciał być znany. Znali go ci, którzy znać powinni, wystarczy. Nie krył się ale też nie afiszował. Interesy kręciły się dobrze, pozycja na mieście była niezagrożona .. i wtedy poznał Marysię. Tak, dobrze sobie przypominasz. Marysię, czyli moje burdelowe kobiece alter ego.
Okoliczności nadzwyczajne nie były. Anka zadzwoniła na dół po szampana. Magda sprzątała garderobę, Olga wyszła już do domu, założyłem szpilki i poszedłem z butelką na górę. Światło w pokoju było przygaszone. Ania gasiła jego pragnienie siedząc okrakiem na twarzy. Widziałem, że jest jej dobrze. W takich chwilach zawsze sięgała palcami do sutków i wykręcała je szczypiąc – gdy spróbowałem tak kiedyś jej zrobić prawie oberwałem w twarz. Mroku dociskał cipę do ust. Język pojawiał się przy brodzie i znikał w głębinach mokrej pizdy. Odstawiłem butelkę, może zbyt głośno. Spod Anki odezwał się głos, stwierdzenie bez cech pytania bądź natarczywości rozkazu.
- Zrób łaskę.
Anka spróbowała się unieść lecz ręce powstrzymały jej ruch a głos dokończył.
- Nie ty. Ona.
Ona czyli ja. Być może w tym momencie któreś z nas powinno szybko sprostować, tyle że nie działo się nic dziwnego. Ani to dziwne, ani to nowość. Nawet rano, tego samego dnia połykałem przy niej azjatyckiego korzonka, którego właściciel zażyczył sobie pikantny duecik. Oblizałem wargi i zmierzyłem się z ładnym, solidnym i starannie ogolonym wyzwaniem. Był mocno podkręcony. Lejąca sokami w usta Anka musiała wcześniej galopować z drugiej strony. Czułem jej zapach i smak na wilgotnym podbrzuszu nadziewając się ustami jak najgłębiej. Ruch w górę urozmaicał omiatający prącie język. Zaciskałem usta ssąc, kilka razy wypuściłem go z głośnym mlaśnięciem, żeby spłynąć w dół, na mokro i znów połknąć go w siebie. Bulgotliwe arghh spod cipy Anki razem z napiętymi pośladkami zwiastowało nieuchronnie zbliżającą się erupcję. Nie była obfita, ale to w końcu drugi raz. Wylizałem, przetarłem chusteczką wziętą ze stolika. Chciałem wyjść, powiedział zostań. Anka leżała już obok, sięgnął po szampana. Korek huknął, nam nalał do kieliszków, sam wziął solidny, nie pierwszy dziś łyk prosto z butelki. Żartował, nic nie mówiłem, Anka coś głupio komentowała i chichotała. Gdy jednak znów wzięło go na amory i sięgnął dłonią do moich pośladków .. nie, po pośladkach przewędrował płynnie, dopiero dalej spotkał niespodziankę, której obecności się nie spodziewał.
- O kurwa.
Całkiem instynktownie oboje, i Anka i ja, zrobiliśmy jedyną rzecz, jaka mogła sytuację uratować. Wybuchneliśmy śmiechem.
- Dołączysz do grona tych, którzy mówią, że lepiej robi lodzika niż my? Myślałam, że mnie rozerwiesz jęzorem łobuzie.
- On.. znaczy ..
- Nasza Marysia. Tylko raz w tygodniu lub na specjalne życzenie. Marysiu, przedstaw się. Nie dobra dziewczynka, obciągać panu bez słowa przywitania.
Posłałem w jego stronę uśmiech numer pięć.
- I ty, znaczy .. kurwa jak? Marysia? Też tu pracuje?
- Nie. Przechodziła dziewczynka z butelką szampana, w pokoju zobaczyła pięknego fiuta i zrobiła mu dobrze. Oczywiście, że pracuje. Dawno cię nie było.
Anka weszła w rolę sapera rozbrajając nie tylko pozornie niezręczną sytuację. Wiedziałem kim jest Mroku. Nie jakoś szczegółowo, ale na tyle dokładnie by dotarła do mnie delikatnie mówiąc kłopotliwość. On, macho, z ręką w majtkach męskiej dziwki. Co z tego, że to koronkowe figi? Jeszcze gorzej. Ale dłoni nie cofnął. Przez dłuższą chwilę pozostał w bezruchu po czym cofnął się w stronę pośladków i bezpardonowo wbił się dwoma palcami w jeszcze wilgotną po wcześniejszym spotkaniu dupę. Jęknąłem.
- Ciasna jak pizda nastolatki.
Na tym temat zakończył. Poszedł pod prysznic. Standardowe pożegnanie z podkreśloną prośbą o dyskrecję. To co w pokoju zostaje w pokoju. Tym razem na serio. Musiał znać burdelowe zwyczaje i plotki.
Spotkanie z Mrokiem potraktowałem jak jednorazowy incydent. Myliłem się, tydzień później Marysia znów pochylała głowę nad pałką asystując brandzlującej się jego językiem Ance. Rytuał okrzepł. Ruchanko z dziewczyną i szybki duecik pokropiony szampanem. Wpadał też w tygodniu, ale wtedy nie zwracał na mnie uwagi biorąc jedną, bądź dwie dziewczyny na pokój. Czwartek był Marysiowy. Przyjeżdżał specjalnie, zdarzało się że na dole zostawiał walizkę odwiedzając nas w drodze z lub na lotnisko lub zmęczony jazdą samochodem przysypiał po akcji. Lodzik – bzyknął mnie raz i najwyraźniej pod tym względem Anka sprawdzała się lepiej. Co dwie dziury to nie jedna.
Któregoś dnia przyszedł mocno poddenerwowany. Od razu wyczułem, że coś nie gra. Mina Anki, wystraszona i mrok w oczach tłumaczący dlaczego Krystian dla przyjaciół był dla innych ponurym Mrokiem.
- Mówiłeś coś?
Stanąłem jak wryty.
- Ale że co?
- Mówiłeś komuś na mieście?
- O czym?
- O mnie, kurwa. Że się bzykania!
- Nie, nawet nie żartuj. Wiem że nie wolno ..
Z seksu nic wtedy nie wyszło. Okazało się, że w kręgach, w których szacunek był równie ważny co spryt, silne ręce, refleks i klamka za pasem zaczęto plotkować. Najpierw niewinnie, później coraz głośniej i choć źródło plotek zostawało nieodkryte sam fakt połączenia Mroka z pedalstwem był tyleż obraźliwy co niebezpieczny. Przestał nas odwiedzać, nie przychodził też w inne dni, zapadł się poza burdelowy widnokrąg. Wrócił po trzech miesiącach.
- Przepraszam, wszystko wyjaśniłem.
Nie zdradził co wyjaśnił. Dwa dni wcześniej media żyły spektakularnym bum w podwarszawskiej dzielnicy willowej. Może to tylko przypadek. Przyniósł nam prezenty – śmiał się, że w sumie nie wie, czy te dla mnie powinny być damskie czy męskie. Wyluzowany i odprężony zmienił scenariusz. Uplótł z nas sześćdziesiąt dziewięć, z Anią na górze i zmieniał końce (na szczęście gumki też i to bez upominania) pompując jak w pornosie. Gdyby nie litość Anki markującej czasem ssanie trysnął bym zdecydowanie za wcześnie – wchodził we mnie prawie brutalnie, dopychał głęboko i wyciągał prawie do końca, lekko zwalniając by znów wbić się w głąb. Czułem ten ruch i oglądałem zalewany sokami z rozpychanej tuż ponad twarzą cipy. Taki sam, mocno w dół, powoli z powrotem .. I finał poprzedzony minutą, dwiema obłędnej szybkości, jakby chciał ją przebić zanim wyszarpnie kutasa, zerwie gumę i zaleje pizdę patrząc jak wszystko ścieka w moje usta. Zmęczył nas wtedy. Zmęczył i zniknął.
Tydzień później media znów miały używanie. Wisielca zdobiącego jeden z mostów znalazły dzieci. Żaden wisielec nie wygląda atrakcyjnie – wiszący nago, okaleczony prezentuje się wręcz fatalnie. Zdjęcie, na którym grafik zakrył mapą pikseli wszystko co drastyczne zobaczyłem a autobusie, zerkając przez ramię czytającego gazetę mężczyzny. Znałem ten tatuaż a Mrok nigdy już nas nie odwiedził.


20%
5207
Dodał MeskaDzivka 11.04.2018 12:37
Zagłosuj

Komentarze (0)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany.

Podobne opowiadania

ONE XXIV

Nadeszła ostatnia noc w gościnnej wiosce. Jan nie zastanawiał się długo, wiedział jak , gdzie i z kim ją spędzi. Pożegnał się już z wszystkimi dziewczynami, które miał okazję zerżnąć, nie był tylko u jednej. Wykąpał się, założył dres i czekał. Wiedział, że mógł tam być dopiero po północy. Nadeszła wreszcie oczekiwana godzina. Wyjął ze słoika z wodą wcześniej przygotowany bukiecik, założył trampki i wolnym truchtem zmierzał w wiadomym kierunku. Magda obserwowała... Przeczytaj więcej...

Z deszczu pod rynnę

W bidulu było beznadziejnie ale gorzej było w domu. Ojciec awanturnik i alkoholik a matka neurotyczka wiecznie chora na prochach. Na matkę nigdy nie można było liczyć bo dla niej ona była najważniejsza. Zawsze była bieda i brak zainteresowania dziećmi. Wreszcie brat i ja zostaliśmy oddani do bidula jak matka zmarła a ojciec poszedł do więzienia na 12 lat za napad z bronią w ręku. W bidulu chociaż było co jeść ale poza tym to była walka o wszystko. Wychowawcy też potrafili być... Przeczytaj więcej...

Alicja

Długo powstrzymywała się przed wyjściem z samochodu, na zewnątrz lał deszcz, było ciemno, a Alicja musiała przedostać się kilkanaście metrów od samochodu do drzwi biura męża. Było już blisko 21, wiedziała, że Tomek nie wyszedł z pracy, dzwoniła do niego, ale nie odbierał – pewnie znowu zasiedział się nad jakimiś papierami i zapomniał, że byli umówieni. Często zapominał o takich sprawach… Po kilkunastu minutach czekania i nieskutecznego dobijania się do... Przeczytaj więcej...