Są w życiu momenty, które zmieniają jego bieg na zawsze. Po nich nic już nie będzie takie samo. Bóg czuwa nad nami, daje nam duży kredyt zaufania, prowadzi. Ale to my podejmujemy decyzje.
Siedzę na kanapie i patrzę w gołą ścianę. Mam wrażenie jakbym właśnie się obudził. Wszystko wygląda tu bardzo obco i chwilowo nie wiem gdzie jestem. Rozglądam się dookoła i poznaje to miejsce. Jestem w swoim mieszkaniu, w naszym mieszkaniu. Czuję się bardzo dziwnie, lekko, błogo i beztrosko. Próbuje sobie przypomnieć jaki jest dziś dzień tygodnia, ale nie jestem w stanie tego stwierdzić. Mam w głowie pustkę, zero emocji i zmartwień. Prawie się uśmiecham. We wspomnieniach szukam chwili, w której ostatni raz się uśmiechałem. Znajduję ją bez problemu.
Ciemna uliczka.
Duży dom.
Iza.
Wstaje z miejsca. Jestem na środku pokoju. Do moich uszu dochodzi cichy szelest i uświadamiam sobie, że nie jestem tutaj sam. Wychodzę z salonu i podążam za dźwiękiem. Dochodzi on z mniejszego pokoju. Otwieram drzwi i wchodzę. Moim oczom ukazuje się niewiarygodnie piękna kobieta. Patrzę na nią i zastanawiam się czy kiedykolwiek w życiu miałem przed oczami piękniejszy widok. Jest ubrana w te same, króciutkie szorty i czerwoną koszulę z podwiniętymi rękawami. Blond włosy nadają jej urok anioła, a duży biust napiera na guziczek koszuli. Idealna figura jest dopełnieniem jej urody. Nie mogę oderwać od niej wzroku. Dziwna siła przyciąga mnie do niej. Podchodzę bliżej i staje parę centymetrów od niej. Czuje jej bliskość i zapach. Ona nie odzywa się ani słowem. Dziwi mnie jej milczenie. W końcu wykonuje jakiś ruch, pochyla głowę i lustruje mnie od stóp do głów. Podążam za jej wzrokiem i ze zdziwieniem odkrywam, że jestem całkiem nagi. Dochodzi do mnie, że nie krępuje mnie moja nagość. Uważam, że tak właśnie powinno być.
- Iza – cichy szept wydobywa się z mojego gardła.
- Łukasz – odpowiada ona.
- Nareszcie, tak długo czekałem.
- Już jestem i zawsze będę – wypowiada swoim słodziutkim głosem. – Miałeś rację, najrozsądniej będzie, kiedy zostawię wszystko i przyjadę do ciebie.
Nie wierzę w to co słyszę. Oczy zachodzą mi mgłą, więc przecieram je dłońmi i patrzę na nią z powrotem. Nawet nie wiem kiedy pozbyła się ubrania. Stoi przede mną całkiem naga, a ja podziwiam jej boskie ciało. Badam wzrokiem każdy jej zakamarek i w dalszym ciągu uważam ją za ideał kobiecości. Moje spojrzenie zatrzymuje się na jej piersiach. Mam ochotę zanurzyć w nich twarz i wdychać ich zapach. Macać, masować i lizać jej sutki. Mija parę sekund i spełniam swoje zachcianki. Dotykam jej piersi, czuje to ciepło, ten ogień. Jej serce bije tak mocno, jakby miało za chwilę wyskoczyć z klatki piersiowej. Wypina biust w moją stronę, a ja biorę do ust jeden sutek lekko go przygryzając. Iza zaczyna jęczeć. Wiem, że jest jej dobrze, poznaje jej język ciała. Mam wrażenie, że robiłem to już tysiące razy, ale doskonale wiem, że to jest nasz pierwszy raz. Czuje na sobie jej dłoń, nisko, poniżej pasa. Tak, wzięła go do ręki. Przybrał olbrzymie rozmiary. Jej posuwiste ruchy sprawiają, że twardnieje bardziej niż kiedykolwiek.
Pragnę jej, chce ją wziąć tu i teraz. Nie obchodzą mnie żadne tego konsekwencje. Iza rozumie mnie bez słów, oblizuje wargę i odwraca się tyłem do mnie. Te pośladki, tak jędrne i kształtne. Nie wytrzymuje i daje jej klapsa. Charakterystyczny dźwięk rozchodzi się po pustym pokoju. Nakręca ją to tak, że na wpół kładzie się na biurku, wypinając w moją stronę swój boski tyłeczek. Mój paluszek bada przestrzeń między jej udami. Panuje tam wysoka temperatura. Podąża jeszcze wyżej, ku owocowi jej kobiecości. Wystarczy chwila, a już jest przesiąknięty jej sokami. Oblizuje go i spijam jej słodycz, która tak wspaniale smakuje. Padam na kolana i zanurzam w niej swój język. Kręcę nim dookoła i wiercę jak najgłębiej potrafię. Czuje jej smak i wdycham zapach.
Nagle słyszę krzyk. Jest bardzo dziwny. Takiego rodzaju jakiego nie słyszałem od dawna. To jest krzyk rozkoszy, uświadamiam sobie, że to Iza krzyczy. Nie są to jęki ani wzdychania, tylko głośny okrzyk. Przestaje pracować językiem.
- Proszę wejdź we mnie… - bez tchu szepta Iza.
Robię to. Wchodzę w nią jednym szybkim ruchem bioder, jest tak mokra, że od razu zagłębiam się w niej do samego końca. Teraz, dla odmiany to z mojego gardła wydobywa się dziki ryk. Spełniam swoje fantazje i wchodzę w nią mocnymi pchnięciami. W międzyczasie mój kciuk lekko napiera na jej drugą dziurkę. Jest tak podniecona, że nie sprawia jej to bólu, przeciwnie, potęguje jej podniecenie. Wkładam palca do samego końca. Sprawia mi to taką samą przyjemność jak jej. Synchronizuje ruchy bioder z ruchami palca. Poruszam się tak szybko, że odczuwam jak brakuje jej tchu. Czuje lekkie skurcze jej szparki, a moją męskość nachodzą dreszcze. Wyjmuję z niej palca i łapię ją za dłonie. Ciągnę w moją stronę wyginając jej ciało w łuk. W końcu czuje, że oboje to osiągamy. Spełnienie przychodzi powoli i równocześnie. Iza przerywanym głosem ledwo wypowiada słowa:
- Nie wychodź, zrób to we mnie.
Spełniam jej prośbę i wytryskam do wnętrza. Czuje jak kolejne salwy zalewają ją od środka. Melodia jej spełnienia wwierca się w moje uszy i pozostaje tam już na zawsze. Otwieram oczy i ledwo widzę ją przed sobą. Obraz rozmywa się przede mną. Wszystko blednie i szybko odchodzi w zapomnienie.
Budzę się.
***
Pierwsze co pamiętam po przebudzeniu, to ostre promienie porannego słońca, które świeciły prosto w moje przepite oczy. Każdy to kiedyś przeżył. Wybudzenie się z idealnego snu, takiego, w którym spełniają się wszystkie nasze marzenia. I każdy próbował zasnąć z powrotem, mając nadzieję, że sen powróci. Jednak to nigdy nie następuje. Zostaje szara rzeczywistość.
Drugie co poczułem po przebudzeniu, to ostry chłód ogarniający moje ciało. Mróz przeszywał mnie na wylot, nie pomagał gruby płaszcz ani szalik zawiązany na mojej szyi. Usiadłem i zdałem sobie sprawę, że znowu spałem na ławce. Obejrzałem się dookoła i doszedłem do wniosku, że nie mam pojęcia gdzie jestem. Fala mdłości przyszła nagle i nieoczekiwanie. Treść żołądka podeszła mi do gardła i zwymiotowałem przez ramię. Wytarłem usta rękawem płaszcza i niepewnie wstałem na nogi. Po wymiocinach poznałem, że poprzedniego dnia nic nie jadłem. Cały byłem przesiąknięty alkoholem.
Szczelniej okryłem się płaszczem i ruszyłem przed siebie. Żałowałem, że w ogóle się obudziłem. Byłoby lepiej gdybym już nie otworzył oczu. Nie musiałbym myśleć. Nie musiałbym czuć. Chociaż w sumie, co to jest, co ja czuję? Jak nazwać pustkę, która jest w moim sercu i duszy?
Po dziesięciu minutach szybkiej wędrówki rozpoznałem znajomą okolicę i odnalazłem drogę do domu.
Po drodze analizowałem swój sen. Zapamiętałem każdy jego szczegół, bo wszystko było takie realne i prawdziwe. Rzadko kiedy pamiętam co śniło mi się w nocy. Zwykle po kilku chwilach nie pamiętam już nic, albo w mojej głowie zostają tylko strzępki wspomnień. Jednak tym razem mój umysł wszystko udokumentował.
Tamte wydarzenia sprzed kilku miesięcy wywróciły moje życie do góry nogami. Oczywiście chodzi mi o przyjęcie zaręczynowe Mariusza i Izy, a w szczególności mam na myśli dzień po nim. Nie chciałem tego, naprawdę, bo trzeba być bardzo dzielnym, żeby stawić czoło swoim wrogom, ale tyle samo odwagi wymaga dochowanie wierności przyjaciołom. Dlaczego jesteśmy niewolnikami miłości? I czemu to, kto zostanie nam przydzielony do kochania to loteria? Nie wierzyłem w to, ale właśnie tamtego dnia, dotarło do mnie to, że świat funkcjonuje w taki sposób. Że jesteśmy śmieciami, wszyscy jesteśmy śmieciami.
Od tamtego czasu nie spotkałem ani razu Izy. Myślałem o niej każdego dnia. Była dla mnie jak zaraza, która uczepiła się nie chcąc mnie puścić. Kochać to niszczyć, a być kochanym, to zostać zniszczonym.
Dlaczego zacząłem pić? Nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Żeby zapomnieć? Nie, tego nie da się zapomnieć. Żeby zrzucić na coś winę? Zdecydowanie nie. Alkohol po prostu uśmierza ból. Chociaż na chwilę. Jednak teraz musiałem wytrzeźwieć, z dwóch powodów. Po pierwsze nie chciałem przekroczyć tej granicy i wpaść w alkoholizm. Teraz był odpowiedni moment, mogłem jeszcze przestać. Po drugie, pojutrze jest ślub Mariusza i Izy.
Z myśli wyrwał mnie widok kilku kondygnacyjnego budynku. Moje mieszkanie, nasze mieszkanie.
Moje i Moniki.
Dalej byliśmy razem. Tamta noc z Izą w samochodzie, uświadomiła mi, że nie kocham Moniki. Jednak wciąż z nią byłem, z jednego prostego powodu.
Otwierając drzwi do mieszkania byłem gotowy na kolejną kłótnię. Nie chciałem się bronić, bo wiedziałem, że to ja zawiniłem. Wczoraj wieczorem po awanturze trzasnąłem drzwiami i wyszedłem. Monika wiedziała, że będę pił.
W mieszkaniu panowała cisza. Miałem wrażenie, że nikogo nie ma w środku. Jednak po chwili do przedpokoju weszła Monika niosąc przed sobą olbrzymi brzuch.
Ósmy miesiąc. Termin zbliżał się wielkimi krokami.
Patrząc na nią czułem, jak przygniatają mnie wyrzuty sumienia.
Zostawić dziewczynę w ciąży z moim dzieckiem? Nie, nie mogłem tego zrobić. To dziecko niczemu nie zawiniło, to nie jest jego wina, że jego tatuś nie kocha mamusi. Chciałem być sam i rozstać się z Moniką, ale o ciąży dowiedziała się dwa tygodnie po przyjęciu zaręczynowym. Wtedy wszystko się skomplikowało.
- Jesteś z siebie dumny? – zapytała Monika.
Nie odpowiedziałem.
- Czy da się upaść jeszcze niżej? – to znowu jej głos. – Łukasz, kurwa jak ty wyglądasz?
W jej oczach pojawiły się łzy, lekko pociągnęła nosem. Ja dalej nic nie mówiłem, tylko słuchałem.
- Co ty z siebie zrobiłeś? Dlaczego mi to robisz?
Schowała twarz w dłoniach, a jej ciałem wstrząsnął szloch. Chciałem do niej podejść, ale ona w porę podniosła rękę zatrzymując mnie.
- Zostaw mnie – powiedziała i weszła do łazienki.
- Monika… - w końcu wydobyłem z siebie jakiekolwiek słowo.
Nie odpowiedziała i zamknęła drzwi na zamek. Nie było sensu dobijać się do łazienki. Zrzuciłem z siebie brudne ubranie i w samej bieliźnie usiadłem w kuchni. Ból głowy był nie do zniesienia, więc od razu wziąłem dwie tabletki przeciwbólowe i popiłem niewielką ilością wody. Znowu naszły mnie mdłości, ale tym razem jednak udało mi się nie zwymiotować.
Czy jest jeszcze we mnie odrobina rozsądku? Czy zostało już tylko skurwysyństwo i pogarda? Po piętnastu minutach Monika wyszła z łazienki, stanęła w drzwiach i spojrzała na mnie jak na ostatnie gówno.
- Jutro wyjeżdżamy, a pojutrze jest ślub – powiedziała. - Chyba o tym pamiętasz?
- Tak, pamiętam – odpowiedziałem.
- To dobrze – spojrzała na mnie z dołu do góry i pokręciła głową. – Idź i zrób ze sobą porządek, bo wyglądasz okropnie.
- Tak, masz rację – powiedziałem i po chwili dodałem. – Monika, czy wypowiedzenie słowa „przepraszam” będzie miało teraz sens?
- Nie Łukasz, już jest za późno na przepraszanie – cicho odpowiedziała. – Chciałabym tylko żebyś dla naszego jeszcze nienarodzonego synka zrobił to i nie staczał się na dno, jak ostatni kloszard.
Chciałem coś powiedzieć, ale Monika tylko odwracając się popatrzyła na mnie tak, jakbym był najgorszym gatunkiem zdrajcy. I tak właśnie się czułem.
Następnego ranka, stojąc przed lustrem doszedłem do wniosku, że nie jest ze mną jeszcze tak źle. Higiena osobista, wizyta u fryzjera i dwanaście godzin snu zrobiły swoje. Postanowiliśmy jechać dzień wcześniej, ponieważ droga była długa, a stan Moniki wymagał dużej ilości odpoczynku, więc podróż i ślub jednego dnia byłyby zbyt dużym wysiłkiem dla niej.
Co nikogo nie powinno zadziwić, to w drodze nie odezwaliśmy się do siebie ani jednym słowem.
Pierwsze co zrobiłem, gdy para młoda wyszła z domu żeby nas przywitać, to zadałem sobie pytanie. Czemu ona jest tak cholernie piękna? Włosy miała upięte wysoko na głowie. Czego skutkiem było odsłonięcie pięknej i smukłej szyi, którą chciało się całować. Idealna figura, duży biust i cudowne oczy tylko potęgowały moje uczucia.
Gdy do nas podeszli ogarnęło mnie uczucie deja vu. Ci sami ludzie, ta sama sceneria, ale tak naprawdę, nic już nie było takie jak kiedyś. Patrząc na Izę doszedłem do wniosku, że ona w środku bardzo się zmieniła. Zniknął błysk w jej oczach. Odeszła otaczająca ją aura szczęścia, a jej zniewalający uśmiech przygasł. Jednak gdy przywitała się ze mną pocałunkiem w policzek, to zrozumiałem, że jestem w niej beznadziejnie i idiotycznie zakochany.
Mariusz jako idealny gospodarz powiedział:
- Witajcie przyjaciele, tak dawno się nie widzieliśmy. Monika wyglądasz jakbyś zaraz miała wybuchnąć.
Wszyscy roześmiali się sztucznym śmiechem.
- Wejdźmy do środka – teraz to był glos Izy. – Pewnie chcielibyście odpocząć po tak długiej podróży – kontynuowała patrząc na Monikę.
Kobiety poszły pierwsze, a ja z Mariuszem za nimi.
Coś się skończyło – pomyślałem. - To nasza przyjaźń się skończyła. Przeszłości nie da się cofnąć. Zrozumiałem, że jest źle i, że będzie jeszcze gorzej.
Równia pochyła.
Wieczór spędziliśmy popijając wino i gadając o nieistotnych głupotach. Ślub i wesele było już szczegółowo zaplanowane, więc para młoda miała trochę czasu na to, żeby odpocząć przed jutrzejszą ceremonią. Przez chwilę, gdy Monika już się położyła i zostaliśmy we trójkę, pomyślałem, że jest lepiej. Rozmawialiśmy z Mariuszem na luzie, jak za dawnych lat, ale gdy przyłapał on Izę na ukradkowych spojrzeniach w moim kierunku, to wiedziałem, że rozpad naszej przyjaźni jest nieunikniony.
Iza niewiele mówiła. Siedziała zamyślona, jakby nieobecna. Oddałbym wtedy wszystko, żeby tylko wiedzieć o czym myśli.
Pamiętałem te słowa „Myślę, że mogłabym się w Tobie zakochać”. Były wypowiedziane pod wpływem impulsu czy z głębi serca?
Dlaczego to trafiło właśnie na nas? Siedziałem metr od niej i nie mogłem nic zrobić. Miałem ochotę wziąć ją w ramiona, przytulić, ukraść i uciec daleko stąd.
- Wspominałem ci, że Artur będzie moim świadkiem? – pytanie Mariusza wyrwało mnie z marzeń.
Artur, brat pana młodego. Pamiętałem go z przyjęcia zaręczynowego.
Zawiesiłem się i dopiero po chwili odpowiedziałem:
- Ee, tak kiedyś mi o tym mówiłeś.
- Łukasz, wydaje mi się, że jesteś jakiś ponury i smutny – nagle powiedział Mariusz. – W czym problem?
Nie odpowiedziałem, tylko przelotnie zerknąłem na Izę. Widziałem, jak ciężko przełyka ślinę. Zamrugała kilka razy i opuściła głowę.
- Nie, wydaję ci się – w końcu odpowiedziałem. – To tylko długa droga mnie zmęczyła. Wiesz, parę godzin za kółkiem.
- Aha, rozumiem. To może kładźmy się już? Jutro wielki dzień – uśmiech Mariusza sięgał od ucha do ucha.
- Masz rację – powiedziała Iza i wstała z sofy.
Kiedy wychodziła z salonu, nie mogłem się powstrzymać i musiałem na nią spojrzeć.
Te boskie biodra i cudownie jędrne pośladki. W jednym momencie w moich spodniach zrobiło się bardzo ciasno.
Nagle poczułem, że zmęczenie ogarnia moją duszę i ciało. Siedzenie tutaj było dla mnie katorgą. Pożegnałem się z Mariuszem i poszedłem do pokoju gościnnego.
W nocy nie mogłem usnąć. Rzucałem się z boku na bok. Milion myśli znajdowało się w mojej głowie.
Stare sprawy są jak żar. Choć przykryty popiołem, może się zapalić nawet po długim czasie, zwłaszcza w chorej duszy.
Nie wytrzymałem i wstałem z łózka nie budząc przy tym Moniki. Znowu zaatakował mnie ból głowy. Poszedłem do kuchni poszukać czegoś przeciwbólowego, co pomoże mi zasnąć.
Gdy przestąpiłem próg kuchni to stanąłem jak wryty. Tyłem do mnie, opierając się o parapet stała Iza. Miała na sobie tylko obcisła bluzeczkę na ramiączkach i skromne, koronkowe figi.
Ciemność za oknem tworzyła atmosferę przygnębienia i melancholii.
Wyczuła moją obecność, ale się nie poruszyła. Podszedłem bliżej. W końcu odwróciła się do mnie bokiem. Iza płakała. Płakała tym bolesnym płaczem, którego tak nienawidzą mężczyźni. Z wielkim żalem i tęsknotą za czymś, czego nie było i nigdy nie będzie. Nie czułem tego żalu dopóki nie zaczęła płakać. Tak jakbym potrzebował jej łez, żeby to zrozumieć. Jej płacz odsłonił wszystko to, co było między nami. Iza płakała za nas oboje.
- Iza? – cichy szept wyrwał się z moich ust.
- Nie, Łukasz, proszę nie mów nic. Bo to jeszcze pogorszy sytuacje.
Zamilkłem.
Ona mnie kocha – pomyślałem. Moje serce podskoczyło z radości, ale mózg podpowiadał coś innego.
Podszedłem i objąłem ją w pasie. Iza położyła mi głowę na piersi. Zamknęła oczy i cichutko wyszeptała:
- Proszę cię, nie rób tego, najlepiej puść mnie i odejdź.
Zamknąłem jej usta delikatnym pocałunkiem. Świat się rozpadł i rozpłynął, zostaliśmy tylko my, we dwoje. Namiętność w nas drzemiąca odniosła zwycięstwo i przebudziła się z ogromną siłą. Pocałunki stały się chciwe i natarczywe. Tym razem nie był to sen, bardzo dobrze o tym wiedziałem. Uniosłem ją i posadziłem na parapecie. Nie zamykała oczu, jej wzrok badał każdą część mojego ciała. Jej bliskość tak cudownie na mnie działała.
Zdjęła mi spodenki do kolan i wyszeptała:
- Zróbmy to, ten jeden jedyny raz.
Gdy powoli odchyliła palcem bieliznę ukazując mi swój owoc kobiecości, pomyślałem, że rozpadnę się na małe kawałki. Rozchyliła nogi przyjmując go w swoje wnętrze. Nie byłem w stanie opisać tego, co wtedy czułem. Namiętność była niewyobrażalna. Moje powolne ruchy sprawiały, że oboje odpływaliśmy. A potem zajęliśmy się tylko rozkosznym przeżywaniem tego cudownego, idealnego fragmentu naszego zbliżenia. W chwili ekstazy Iza tak mocno wbiła mi paznokcie w plecy, że aż cicho jęknąłem. Zdążyłem wyciągnąć penisa i wytrysnąłem na podłogę.
Później nastąpiła cisza. W głębi duszy chciałem, żeby teraz ktoś wszedł i przyłapał nas. Wtedy nie doszłoby do ślubu. Jednak zaraz pomyślałem o moim synku, który wkrótce miał przyjść na świat i cała ta wizja szybko uciekła mi sprzed oczu.
Odsunąłem się od niej kawałek, a ona powiedziała:
- Cokolwiek się stanie, Łukasz, nie sądzę żebym kiedykolwiek jeszcze poznała kogoś tak wspaniałego jak ty.
Poczułem się jakbym spadał z ogromnej wysokości.
- Nie rób już nic – prosiłem. – Ale powiedz mi tylko coś, co pomoże mi, gdy będę o tobie myślał.
- Kocham cię.
Kocha się za nic. Nie istnieje żaden powód do miłości.
Tej nocy już nie zasnąłem, a gdy rano wstaliśmy, nowożeńców już nie było w domu. Tylko w kuchni znaleźliśmy wiadomość, która mówiła, że spotkamy się w kościele.
Ostatnimi siłami zmusiłem się do przygotowania na ślub. Tak bardzo nie chciałem tam iść, że było to widoczne na zewnątrz, bo Monika co chwile pytała mnie czy dobrze się czuję. Odpowiadałem, że wszystko jest w porządku, ale moja dusza w głębi ryczała z nieszczęścia.
Kiedy siedząc w drugiej ławce od ołtarza, zobaczyłem idącą ku nam parę młodą, to pomyślałem, że skończył się sen. Być może marzenia ludzi takich jak ja, zawsze kończą się w ten sposób. Widząc Izę i Mariusza ubranych jak typowi nowożeńcy, przypomniał mi się Dustin Hoffman w filmie „Absolwent". Końcowa scena, w której Ben porywa sprzed ołtarza swoją ukochaną zawsze mnie rozbawiała. Jednak dopiero teraz ją do końca zrozumiałem.
A gdyby tak postąpić podobnie? Nie, to beznadziejne. Uczyniłbym z siebie pośmiewisko, a to upokorzyło by mnie do końca i pozbawiło resztek człowieczeństwa. Spojrzałem na Monikę. Niepewnie się uśmiechała. Chciałem złapać ją za rękę, żeby dodać sobie sił. Jednak tego nie zrobiłem. Mijając nas, Iza spojrzała na mnie smutnym wzrokiem.
Coś we mnie pękło, coś się skończyło.
Targały mną sprzeczne emocje. Serce walczyło z rozumem. Wstanę z ławki. Nie, jednak nie. Spojrzałem na brzuch Moniki, a później na Izę. Przecież najważniejsze, to być wiernym miłości. Musiałem to zrobić, ale czy byłem do tego zdolny?
***
Siedzę przy stole wkurwiona jak sto pięćdziesiąt. Albo się przesłyszałam albo powiedział, że nie zrobi mi dobrze, bo nie ma podzielnej uwagi. Doskonale wiem, że prawdą jest ta druga opcja. Ostatkiem sił znoszę uśmieszki w stronę Łukasza tej blond lalki. Ten bruderschaft był już przegięciem. Ledwo to zniosłam i tylko ze względu na to, że jest to przyjęcie zaręczynowe, nie urządziłam tej całej Izie sceny zazdrości. Patrzę na Łukasza i widzę, że jeszcze nie do końca ochłonął po zabawie pod stołem. Robię obrażoną minę i odwracam od niego głowę. Wzrokiem napotykam patrzącego na mnie Artura. Posyłam mu lekki, przebiegły uśmiech. Od wypitego alkoholu już lekko szumi mi w głowie, ale mimo to wypijam następną literatkę wódki i wstaje od stołu.
- Gdzie idziesz? – pyta zaskoczony Łukasz.
- Do łazienki – odpowiadam ze złością w głosie.
- Pójść z tobą?
- Nie trzeba, dam sobie radę.
Przeciskam się pomiędzy krzesłami i wychodzę z dużego salonu. Łazienka jest wolna, więc od razu wchodzę. Stojąc przed lustrem uświadamiam sobie, że jestem już pijana. Zaczynam ściągać spodnie i w tej chwili otwierają się drzwi do łazienki. Zatrzymuje się ze spodniami ściągniętymi do połowy tyłka. W progu widzę stojącego Artura – brata Mariusza. Też już jest porządnie podpity.
- Wyjdź stąd natychmiast – mówię oburzona. – Nie widzisz, że jest zajęte.
- No wybacz, myślałem, że tu nikogo nie ma – odpowiada z podejrzliwym uśmiechem na twarzy.
- Super, to teraz już wiesz, że jest zajęte.
Podciągam spodnie z powrotem i staje przed nim podparta pod boki.
- Wyluzuj trochę, widziałem, że niegrzeczna z ciebie dziewczynka – mówi patrząc na mnie z pożądaniem. – Żeby pod stołem robić takie rzeczy.
Rumieniec oblewa moją twarz. Artur podchodzi do mnie jeszcze bliżej i kontynuuje:
- Widziałem też, że twój chłopak nie chciał Ci się zrewanżować. I tak sobie pomyślałem, że może wezmę za niego zastępstwo.
Chcę zdzielić go w twarz, ale on w porę łapię moją rękę.
- Uu, jaka ostra.
Artur nie puszcza mojej ręki, tylko obraca mnie o sto osiemdziesiąt stopni i popycha na umywalkę.
Ja nie protestuję. Nie wiem czemu, ale jestem podniecona tą sytuacją. Pewnie to alkohol i jego umięśnione ciało tak na mnie działa. Opieram się o umywalkę i wypinam tyłek w jego stronę. Artur podchodzi jeszcze bliżej i ociera się o mnie przez spodnie. Cała płonę, a na dole jestem już tak mokra, że nie potrzeba żadnej gry wstępnej.
- Zerżnij mnie szybko zanim ktoś tu wejdzie – mówię słabym głosem.
Artur nie odpowiada, tylko brutalnie zdejmuje ze mnie spodnie razem z bielizną i szybko pakuje swojego penisa w moje wnętrze. Czuje, że jest bardzo duży i gruby. Jego ostre i szybkie ruchy zadają mi ból i dziką przyjemność. Nie trwa to długo. Artur wykonuje kilka jeszcze mocniejszych ruchów i dochodzi we mnie. Uderza mnie mocno otwartą dłonią w pośladek traktując jak zwykłą szmatę. Nie wiem czemu, ale tak mnie to podnieca, że nagle osiągam spełnienie. Tłumię jęki zasłaniając usta dłonią. Artur wyciąga ze mnie swojego potwora i mówi:
- Dobra jesteś – zakłada spodnie i wychodząc przez drzwi rzuca szybko. – Do zobaczenia.
Zostaje sama w łazience, wyruchana i poniżona.
Dwa tygodnie później odkrywam, że jestem z nim w ciąży.