Wyjechaliśmy przed dziewiątą. Zabrał mnie z Rozdroża. Spóźnił się kilka minut. Czekałem na tyłach kawiarni z torbą i kubkiem zimnej już kawy. Poranny korek blokował Trasę Łazienkowską. Przy Zachodnim wypadek, kolorowe światełka karetki, policji i ruch zamrożony ciekawością gapiów. Zanim wyjechaliśmy z miasta była prawie dziesiąta. Klaus bywał u Pani Ewy rzadko. Lubił duety. Na pokój brał dwie dziewczyny lub, od kiedy pojawiłem się w firmie mnie i którąś do pary. Nigdy nie angażował się w akcję. Siadał z drinkiem i patrzył niekiedy tylko prosząc o zmianę w scenariuszu będącym improwizacją tkaną na tyle, by wypełnić zamówiony czas. Nikt się na to nie krzywił. Klaus zostawiał solidne napiwki, nie robił problemów, siedział i patrzył. Kiedy już się odezwał kaleczył język silnym, nosowym, obcym akcentem. Oceniałem go na pięćdziesiątkę – wysoki, szczupły, zawsze opalony. Z nielicznych rozmów dowiedziałem się, że żegluje, jeździ na nartach, biega półmaratony. W Polsce prowadzi biznes, rodzina wyjechała że Śląska w latach pięćdziesiątych. Dwa dni w jego towarzystwie brzmiały rozsądnie. Stawkę przyjął bez zająknięcia – Szefowa licytowała wysoko przekonana, że będzie się targować. Nic z tego, zero negocjacji, sprzedane. Równowartość pięciu spotkań dziennie plus coś ekstra jak zawsze? Żyć nie umierać.
Podróż upływała w ciszy przerywanej kilkoma służbowymi telefonami. Biznes się kręcił, kręciły się koła, droga znikała za nami. Słuchałem radia patrząc za okno. Nie lubię narzucać się z rozmową.
-Cypa to cypa.
Zrozumiałem dopiero, gdy w ślad za jego palcem przeniosłem wzrok na drugą stronę jezdni. Zdążyłem dostrzec wysoką dziewczynę z zdecydowanie zbyt ciasnej, krótkiej sukience opinającej może nie puszyste, ale solidnej budowy ciało. Nawet osiemdziesiąt kilometrów na godzinę nie wystarczało, by użyć słowa „ładna”.
- Piękności w tych lasach się nie znajdzie.
Przytaknął nosowym chrumknięciem i powtórzył.
- Cypa to cypa.
Przy następnej zwolnił, zagwizdał pod nosem, powiedział coś, czego nie zrozumiałem i znów wrócił do przepisowej dziewięćdziesiątki. To akurat wkurzało. Przepisów i ograniczeń przestrzegał z zegarmistrzowską precyzją nie zwracając uwagi na wyprzedzające nas co i już gruchoty. Trzeci okaz leśnej fauny stał dopiero po kilku kilometrach. W odróżnieniu od poprzedniczek dziewczyna, pomimo że Klaus zwolnił do chyba trzydziestki prezentowała się całkiem normalnie czyli dobrze. Konwencja była nieco wulgarna, mini, szpilki, bluzka udająca, że chce przesłonić dekolt ale twarz młoda, dziewczęca, nie zmęczona. Stała oparta o znak zakazu wjazdu. Obok leżała torebka i butelka z wodą. Nieoczekiwanie Klaus zatrzymał się kilkadziesiąt metrów dalej.
- Poprostujesz koszci?
Spojrzałem zdziwiony. Poklepał się po kroczu wybuchając śmiechem.
- Poruchacz. Ładna dziwka.
Nie czekał na odpowiedź. Wrzucił wsteczny i powoli cofnął samochód aż do zjazdu. Dziewczyna nie ruszyła się z miejsca. Taksowała auto, nas w środku i spokojnie dopalała papierosa. Dopiero gdy Klaus uchylił szybę rozejrzała się, podniosła torebkę i wolnym krokiem, kołysząc biodrami podeszła. Z bliska wyglądała na dwadzieścia kilka lat. Blond, upięte w kucyk włosy i lekko opadająca na czoło grzywka. Zbyt mocno podkreślone usta mimo wszystko pasowały odkreślone ciemną, lekko błyszczącą wiśnią. Idąc w naszą stronę poprawiła spódnicę, wąski pasek miniówki i wyrzuciła papierosa przyglądając butem. Klaus uchylił okno.
- Pani jest wolna?
Patrzyła uważnie chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią.
- Z dwoma nie jadę.
Czysta polszczyzna zaskoczyła nas obu. Dziewczyna musiała to zauważyć.
- No co?
- Tylko mój kolega. On ruchacz ja popatrzę.
Klaus postarał się ukryć akcent, choć efekt zbyt dobry nie był. Chwilę pomyślała i kończąc ten etap wyrecytowała standardowy cennik, na mój gust przemnożony poprawką na widza. Odblokował drzwi dając do zrozumienia, że propozycję przyjął. Dziewczyna jeszcze raz rozejrzała się i wsiadła do tyłu. Pachniała mocnym, kwiatowym dezodorantem.
- Pięćset metrów dalej skręć w drogę w lewo.
Klaus zerkał w lusterko powoli jadąc w stronę zjazdu. Skręcając prawie wpadł po jadącą z naprzeciwka ciężarówkę. Zaklął, dziewczyna nerwowo się roześmiała a ja widziałem w myślach uroczy nekrolog w prasie : niemiecki biznesmen, dziwka i żigolak zginęli pod kołami cysterny. Nie podobał mi się ten pomysł. Dwa dni full opcja z klientem a dymanie leśnej nimfy to dwie różne historie. Złapię syfa i w najlepszym wypadku skończy się niezbyt przyjemnym leczeniem.
Zapach stawał się nieznośny, uchyliłem szybę. Leśny dukt przewinął się przez niewielkie garby doprowadzając do nie dużej polany. W oczy rzucały się puste opakowania po gumkach, kiepy i zwisający z krzaka zużyty kondom, który najwyraźniej nikomu nie przeszkadzał.
- Gdzie?
Czas to pieniądz, dziewczyna była konkretna.
- Na zewnątrz.
Klaus odpowiedział wysiadając. Ona wysiadła zostawiając torebkę na fotelu. Drzwi zostawiła otwarte. Również wysiadłem, przyznam że jak dawno bez pomysłu na dalszy ciąg. Pomysł miała ona. Prosty, powielany kilkanaście razy dziennie scenariusz szybkiego pierdolenia. Bez ceregieli podeszła i z gumką w ręku kucnęła przede mną. Sprawnie rozpięła spodnie opuszczając je szybkim ruchem od razu z majtkami. Mój kutas nie podzielał dylematów i rozterek. Żyjąc swoim życiem wyskoczył uwolniony z bielizny prezentując kilka centymetrów ponad średnia i duży, okryty napletkiem grot. Oparłem ręce na biodrach. Dziewczyna sprawnie założyła gumę. Co jak co, ale mogę to ocenić wciąż pamiętając, że kiedyś sprawiało problem. Klaus stał trzy, cztery metry obok bawiąc się nie odpalonym papierosem.
- Pokaż się.
Nie zrozumiała, więc gestem wskazał na bluzkę. Szybko zsunęła ją przez głowę obnażając dość jędrne, naturalne piersi z ciemnymi, szeroki brodawkami. Nie proszona podwinęła wyżej mini, które i tak podciągnęło się, gdy kucała. Zaczerwienione krocze sugerowało, że dzień pracy zaczęła dużo wcześniej.
Laskę robiła kiepsko. Nie przywykłem do loda w gumie – tu nawet nie przyszło mi do głowy aby robić cokolwiek bez lateksowego pancerzyka. Niemrawo brała do ust, udawała że liże i więcej było w tym trzepania niż oralu. Porównanie do dziewczyn z firmy nie miało sensu – za takie opierdalanie się szybko byłaby skarga, dywan u pani Ewy i kop w dupę jak się nie poprawi. Klaus zapalił papierosa.
- Wyruchaj.
W sumie przyjąłem to z ulgą. Odsunąłem łaskę od siebie i uwolniłem nogi z obejmującego kostki ubrania. Pomogłem jej się podnieść. Spojrzała pytająco. Wskazałem na samochód zakręcając palcem. Odwróciła się i oparła o maskę wypinając jędrnie wyglądający tyłek. Bez ceregieli napluła na palce po czym szybkim, powtarzanym zapewne wiele razy ruchem przetarła pizdę. Nie dziwne, że się obciera. Ślina żelu nie zastąpi. Zapiąłem od razu głęboko. Mocny ruch wydobył z niej jęknięcie. Kolejnym pchnięciom towarzyszył rytmiczny kwik i westchnienia. Spodziewałem się, że będzie luźniejsza. Pizda ciasno opinała fiuta. Zwilgotniała. Dwa lekkie klapsy przyjęła z zawodową obojętnością. Przerwałem widowisko, odwróciłem przodem i podtrzymując nogi wepchnąłem się z powrotem. Z odchyloną głową i lekko falującymi piersiami nie wyglądała źle. Miała rację nie próbując za bardzo udawać. Las, polanka, jeden z wielu numerków, który powinien trwać na tyle i tylko na tyle długo by klient nie był zły na zmarnowaną kasę.
Klaus podszedł bliżej powstrzymując mnie zdecydowanym ruchem ręki. W planach miałem finał. Pierdolenie się z nieruchomą kłodą zaczynało być nudne. Dziewczyna otworzyła oczy zdziwiona, że przestałem. Spojrzała na mnie, po chwili na Klausa który chyba na to czekał.
- Na twarz. Ile?
- Nie.
Pierwszy papierek nie wystarczył. Drugi, wsunięty za opaskę w którą zamieniło się teraz jej mini był dostatecznym argumentem. Wyszedłem z niej robiąc trochę miejsca. Zsunęła się z maski na lekko chwiejne nogi i kucnęła odchylając głowę. Pomóc najwyraźniej nie zamierzała, zresztą pomocy nie potrzebowałem. Jeszcze bardziej odchyliła się odsuwając przy okazji z czoła grzywkę. Zanim zamknęła oczy krótka, niema konwersacja skrzyżowanych spojrzeń. Tylko nie na oczy gościu. Wiem kwiatuszku, sam nie jednego chuja miałem przed twarzą.
Pozbyłem się gumy. Klaus stał na tyle blisko, że jego głośny oddech stał się częścią dźwiękowego tła. On, buszujące w koronach drzew ptaki, szum szosy i wiatru plączącego się w gałęziach, trzepanie konia i głośne milczenie z jakim ona czeka na strzał. Trysnąłem szybko. Pierwsza struga rozlała się nos i czoło sięgając grzywki. Solidna, obfita mleczna gęsta plama. Kolejne skierowałem niżej, na policzki i zamknięte usta. Miałem pełne jajka, było czym zalać. Czekała aż skończę, nieruchoma. Pierwszy włączył się Klaus. Z kieszeni wyjął paczkę chusteczek i przetarł jej nos i czoło. Zabawny gestem powąchał papierek zanim odrzucił na ziemię.
- Masz.
Spojrzała na niego i wzięła paczkę. Wstała, otarła się dwoma chusteczkami i poprawiła mini zsuwając je na tyłek. Ubierałem się nic nie mówiąc. Ona założyła bluzkę i czekała przy samochodzie.
- Wsiadajcie.
Widowisko skończyło się bez zbędnych fanfar. Odwiózł dziewczynę na jej stanowisko pracy i pojechaliśmy dalej zatrzymując się pół godziny później na obiad. Skorzystałem z okazji przemywając w toalecie kutasa. Zastanawiałem się, czy wodę z butelki piła czy płukała pizdę. Rozbawiony dylematem odpowiedzią mógł być też dwa razy tak wróciłem do stolika.
- Jak miała na imię?
Pytanie Klausa mnie zaskoczyło.
- Nie wiem. Nie zapytaliśmy.
Zapadła cisza. Przez dłuższą chwilę nad czymś się zastanawiał.
- Nie ważne. Cypa to cypa. Kończę jeść i jedziemy.