Opowiadania erotyczne :: Na placu budowy

Jesienny wieczór, deszcz leje jak z cebra. Wiatr hula po ulicach rozwalając porzucone gazety, puszki itp. Buro, szaro, zimno.

Umówiłem się z kumplami na siłkę. Gdy dojechałem okazało się, że koledzy nie przyjadą przez pogodę. FUCK. Na sobie mam białą obcisłą koszulkę, dresowe szare spodnie i czarną czapkę z daszkiem. Wszystkie ubrania dosyć przemokły, koszulka delikatnie opina się na mokrej klacie, odznaczając duże, ciemne sutki, które przyklejają się do mokrego materiału. Na ramieniu mam sportową torbę. Idę bardzo szybkim krokiem w stronę osiedlowej siłowni. Deszcz zaczyna coraz mocniej padać.

Skończyłem właśnie pracę. Udana transakcja. W końcu jakiś sukces od dawna. Z tego szczęścia chce mi się walić. Ale postanawiam lepiej świętować ten sukces. Wyruszam na poszukiwania nic nie spodziewającej się duszyczki. Wsiadam do swojego czarnego BMW, rzucam parasol na tylne siedzenie, luzuję trochę krawat i odrzucam poły grafitowej marynarki, żeby zapiać pas. Odpalam silnik i ruszając zastanawiam się gdzie zapolować. Ostatnio było centrum handlowe, a ten gostek był strasznym mazgajem. Teraz mam ochotę na kogoś z krwi i kości... Siłka na osiedlu... W taką pogodę pójdą tylko najwytrwalsi.

Wchodzę do siłowni, pokazuję kartę wstępu. Przebieram się w białą koszulkę bez rękawów i od razu udaje się do wioseł. To jest to, na czym najbardziej lubię ćwiczyć. Zaczynam ostro wiosłować. Na czole pojawiają się pierwsze krople potu pomieszczane z niedosuszonymi kroplami deszczu. Ćwiczę w najlepsze. Po około 30 minutach stwierdziłem, ze na dzisiaj wystarczy. Jestem cały mokry od potu. Idą do szatni, przerzucam torbę przez ramię, ubieram czapkę i wychodzę. Miałem się wykąpać, ale stwierdziłem, że zrobię to w domu. Cały mokry i spocony idę w kierunku drzwi wyjściowych. Patrzę przez okno - strasznie pada. Hmm zastanawiam się, co zrobić. No nic, przejdę szybko na przystanek i pojadę do domu, bardziej mokry nie będę. Czekam przy oknie i patrzę, kiedy deszcz zelżeje. Pot jak magnes przylepia koszulkę do mojego ciała, a ciepło zaczyna ją osuszać. Deszcze jednak cały czas leje.

Na mieście też nie było wielkiego ruchu. Całą trasę pokonuję w 15 min. Siłka czynna, parkuję na przeciwko wejścia. Co jakiś czas ktoś wchodzi, ktoś wychodzi, ale na nikim nie da się na dłużej zawiesić oka. A zdobycz musi być specjalna. FUCK, dlaczego nie zabrałem czegoś do przebrania, mógłbym teraz bezkarnie poszukać kogoś w środku. No nic trzeba czekać. Godzina jeszcze młoda. Jaja już mnie świerzbią, pała domaga się zabawy, ale ostatkiem silnej woli powstrzymuje się od masturbacji i czekam. W końcu ktoś musi się pojawić.

Deszcze zaczął siąpić. Wychodzę z siłowni.

I nagle na schodach pojawia się on. Choć jest daleko to od razu rozpoznałem w nim swój ideał. Młody, rzeźbiony. I-D-E-A-Ł. Wydam wszystkie pieniądze, jakie mam tylko, żeby zabawić się nim tej nocy. Do akcji. Tylko nie spierdol tego. Zaczął biec w stronę przystanku. Odpalam samochód i ruszam za nim. Chyba nie podejrzewa, że jadę za nim przez jakiś czas. Podjeżdżam i opuszczam szybę.

- Przepraszam, mógłbyś mi pomóc? Zgubiłem się, a GPS wysiadł. Jak dojadę stąd na ulicę Kierbedzia?
- Tak, musi Pan jechać prosto, skręcić w lewo, potem w prawo i zakrętem w lewo.
- Daleko to?
- 3-5 minut jazdy chyba.
- Dzięki... A może gdzieś cię podrzucić? W taką pogodę to aż strach się po ulicach włóczy.
- A no bardzo chętnie, strasznie leje! - podbiegam do drugich drzwi i natychmiast wsiadam na skórzany fotel. - Może mnie pan podwieźć do najbliższego przystanku? 1.5 km stąd.

Zaraz po zamknięciu drzwi ruszam na pełnym biegu, a w myślach podskakuję z radości.

- Na autobus bym nie liczył, po drodze widziałem jeden rozkraczony, a to chyba jedyna linia tutaj?
- Jedyna, zgadza się. Eh kurde, a spieszę się do domu.
- To gdzie jechać? - uśmiecham się serdecznie patrząc młodzikowi w oczy.
- Będę bardzo wdzięczny. Mieszkam na Solidarności, to 7km stąd. Mogę pokazać jak jechać.
- Dla mnie to żaden problem - odwracam wzrok, żeby patrzeć na drogę, ale w przelocie zerkam na jego krocze. Nawet dobrze widać jak jego kutas jest ułożony w gaciach. Skierowany prosto w moją stronę. Aż żałuję, że nie mam manualnej skrzyni biegów. Tak łatwo byłoby się pomylić i go dotknąć... za cokolwiek.
- Teraz proszę skręcić w lewo i niedługo będziemy na miejscu.

Kiwam głową. I nagle z bagażnika dochodzi dźwięk dzwonka telefonu. Zostawiłem telefon w teczce. O dzięki losie za zbawienie!

- Przepraszam, ale muszę odebrać ten telefon. To może być coś ważnego. Zjadę na chwilę na ten parking.
- Dobrze, nie ma problemu - Otwieram moją sportową torbę i sprawdzam czy jest jakaś wiadomość na moim telefonie. Zaczynam przeglądać smsy. Do domu nie daleko, a rodzice na mnie czekają.

Chwytam parasol z tylnego siedzenia i wysiadam, przymykając za sobą drzwi. Otwieram bagażnik, ale telefon przestał już dzwonić. Wyciągam go i gdy już mam wybierać numer, ale zerkam na pudełko. „Ty geniuszu, ty przebiegła bestio... o wszystkim pomyślałem”. Pudełko, a w nim butelka z chloroformem i gaza. Ahhh… Let's play the game. Udając, że używam telefonu, przygotowuję kawałek materiału. Po czym chowam go pod klapę marynarki.

- Już możemy jechać, to jednak nic pilnego.

Ruszyliśmy, złapało nas czerwone światło. Na drodze byliśmy sami. Widząc, że jest czymś zajęty szybko wyciągam gazę spod marynarki i przykładam ją do jego twarzy, jednocześnie zakrywając nos i usta, a drugą ręką przyciskam czoło do zagłówka, żeby nie mógł się ruszyć.

Zaczynam się szarpać i trząść. Kręci mi się w głowie, czuję się słabszy, coraz wolniej się wierzgam. „Kurwa co jest” myślę i mdleję. Na koniec słyszę tylko jak z satysfakcją mówi: "słodkich snów".

Jego ciało w mokrym dresie leży już bezwładnie w samochodzie z głową opartą na zagłówku. Wiedząc, że mam dużo czasu, z racji potężnej dawki środka, postanawiam pojeździć po okolicy i znaleźć dobre miejsce na zabawę. Na odludzi, żeby nikt nas nie widział, a tym bardziej nie słyszał i oto po 5 minutach moim oczom ukazuje się miejsce moich snów: opuszczona budowa. Okolica odludna, same puste przestrzenie, tylko tory kolejowe przebiegają nieopodal. Wjeżdżam na teren i okazuje się, że prace są w trakcie, robotnicy zostawili cały sprzęt, a z racji zbliżającego się weekendu porozjeżdżali do swoich miast. Idealny asortyment zabawek. Można tyle rzeczy wymyślić i zaimprowizować. Kurwa, ale mam dzisiaj szczęście.

Budzę się, gdy jest już zupełnie ciemno. Nie mogę się ruszać. Ręce mam przytwierdzone wysoko ponad głową do ściany oplecione utwierdzonymi w niej prętami, tak samo kostki. Oczy nie są niczym zasłonięte, za to usta mam zaklejone taśmą i wypełnione czymś miękkim z materiału o kwaśno-słonym posmaku. Jestem ubrany tak jak wcześniej, nie masz tylko butów i skarpet. Serce zaczyna mi bardzo szybko bić, nie wiem co się dzieje. Zaczynam szarpać rozwartymi rękami i nogami w rozkroku, ale pręty nie dają za wygraną, nie mogę się uwolnić. Serce coraz szybciej bije, zaczynam krzyczeć i wrzeszczeć w zaklejoną taśmę. Nagle dostrzegam faceta, który mnie podwoził siedzącego na stercie pustaków oddalonej ode mnie o jakieś 5m. Wyglądam tak jak wcześniej - w garniturze, z rozpiętą marynarką. Tym bardziej zaczynam się bać i wrzeszczeć. Dotykam językiem mokrego materiału w moich ustach, robi mi się niedobrze. Z nerwów, oddycham coraz szybciej, znowu robi mi się słabo.

- Kurwa, młody, ale miałem szczęście, że mi się napatoczyłeś.
- Bueeee - próbuje się wydostać, szarpię i drżę zarazem.
- Co, nie smakuje Ci twoja własna skarpeta? Widzisz tak smakuje świnia. Powąchaj się! Tak śmierdzi świnia. Jesteś świnią. I od teraz będę cię traktował jak świnię! Rozumiesz?!

Mrużę oczy i prawie zaczynam płakać. Znalazłem się w szponach jakiegoś szaleńca, do tego jestem związany i nie mogę się ruszyć! Dostaję drgawek i znowu próbuję się drżeć.

- Świnia zje każde gówno, więc twoja skarpeta ma Ci smakować! Pokaż mi jak Ci smaku.

Kręcę głową, rzucam się i trzęsę się. Skarpeta robi w moich ustach obrzydzenie, próbuję ją wypluć, ale taśma jest mocno zaklejona.

- Chcesz mi powiedzieć, że świnia nie będzie posłuszna? W takim razie trzeba ją tego nauczyć. - Wstaję i za swoich pleców wyciągam luźny kabel ok. 2 m złożony na pół i idę w jego stronę szykując się do uderzenia.

„O kurwa” - myślę - „To koniec..”. Zaczynam się rzucać i drżeć, nogi zaczęły dygotać jak szalone, ciało drży jak szalone. Patrzę na gumowy długi kabel. Otwieram szeroko oczy i patrzę błagalnie.

- Nie chciała świnka po dobroci - biorę zamach zza pleców i chlast, kabel trafił w jego udo.

„Ałlaaaa, ał ał!”. Zaczynam się nerwowo szamotać. Kurczowo próbuję zgiąć nogę, ale spodnie dresowe i pręt mi to uniemożliwiają. „Kurdeee, pojebało cię, puść mnie! To boliii”. Wyję i krzyczę do taśmy, nogi powoli przestają się trząść z bólu. „Kurwa, jakiś pojeb” myślę sobie. Ogarnia mnie strach. Nie wiem, do czego jest zdolny
.
- Pokaż panu, że Ci smakuje, a pan będzie dla ciebie łaskawszy - szykuję się do kolejnego zamachu.

Przerażony kręcę głową i bełkoczę przez taśmę. Na samą myśl robi mi się słabo. Zamykam oczy. Kolejny bat pada na dwie nogi, tym razem uderzając w oba uda ukośnie, o jakieś 5 cm od poprzedniego uderzenia. „Ałaaaaa!”Drę się ile mogę. Uda zaczynają mnie piec.

- Tylko pogarszasz swoją sytuację. A możesz się tak wspaniale bawić - zaczynam się śmiać. Szybko uderzam po raz trzeci, trafiając idealnie w to samo miejsce, aż pękają spodnie i ukazują podłużne, potwornie zaczerwienione ślady po kablu. Tym razem nic nie mówiąc podchodzę do mojego więźnia i zbliżając swoją twarz do jego jedną ręką łapię go za szczękę, a drugą za czubek głowy i ściskam, tak by mógł zakosztować wyciśniętego potu ze skarpety.

„Ałaaa, ałaaaaa, aaaa!” Drę się ile sił. Spodnie pękły dosyć znacznie. Skarpeta dociska się do mojego gardła. Robi mi się niedobrze, czuje pot pomieszany z zapachem skarpety, zaczynam się dławić i dusić.

- Haha, już wiesz jak smakuje świnia - patrzę ci oko w oko. - Może teraz chcesz sprawdzić jak pachnie świnia?

Stres odbiera mi siły, oczy mam pełne łez. Błagalnym wzrokiem patrzę na niego. Kręcę głową przecząco, zaczynam się trząść ze strachu. Patrzę mając nadzieje, że mnie wypuści. Bełkoczę przez taśmę. Całe ciało pokrywają delikatne kropelki potu.

Zrywam mu taśmę z ust gwałtownie, co pozostawia na jego twarzy czerwony, prostokątny ślad pulsujący bólem. Jego usta tak bardzo przywarły do taśmy, że przy oderwaniu wargi pękły i zaczęły pojawiać się na nich kropelki krwi.

- Aaaaaaaa - zaczynam delikatnie bełkotać. - Blllllaaagam, proszeee, wypuść mnie. Czego ode mnie chceszzz? - czuję straszny ból wargach. Po chwili czuje krople krwi spływające do ust.

- No obwąchaj się, brudna świnio! - ignoruję twoje pytania, patrząc jak cierpisz, co doprowadza mnie już do takiego podniecenia, że w spodniach zaczyna ryzować się namiot. Znów biorę kabel do ręki i uderzam dwa razy. Jeden cios pada kolejny raz w to samo miejsce orając skórę.

- Ałaaaaa, ałaaaaa, aaaaaaa błagaaaaam nie, nie - szybko oddycham. Myślę sobie nich to się już skończy.

- O nie, nie. Koniec jeszcze daleko. - wnioskuję patrząc na jego wyraz twarzy. - Chyba, że będziesz grał na moich zasadach. Wtedy może nawet i ty będziesz miał z tego jakąś przyjemność. Ale widocznie lubisz ból - uśmiecham się.
- Nie, nie, nie proszę, nie, nie, przestań już..... błagaaam - powoli zaczynam łkać.W moich oczach są tylko strach i łzy.
- Świnie nie płaczą! A teraz wąchaj się, bo przestanę być miły!

Patrzę przerażony, mimowolnie obracam głowę i próbuje wąchać.

- Grzeczne prosie! Śmierdzisz, czujesz to? Jak rasowa świnia! - jaram się jeszcze bardziej tym, że zaczyna ulegać.

Coraz więcej łez spływa mi z oczu, czuje się upokorzony. Niucham nosem coraz bardziej, co słychać. Obolałe uda cały czas pulsują.

- Z takim brudasem nie wypada się bawić, nie uważasz? Trzeba cię umyć - mówiąc podchodzę to stosu cegieł, na którym wcześniej siedziałem i wyciągam zza niego wiadro z wodę. Podchodzę do mojego niewolnika bliżej i z zamachu oblewam go zawartością.

Nagle czuje ogromy chłód, woda zmywa całe moje ciało, powoli przedostaje się do skóry poprzez ubrania i zaczynam trząść się z zimna. Dławię się częścią brudnej wody z wiadra i zaczynam kaszlać. Sutki zaczynają twardnieć i prześwitywać przez prawie przezroczystą koszulkę.

- Przyjemnie? Ale nadal czuję twój smród. Mam nadzieję, że nie narobiłeś w gacie? - biorę drugie wiadro chowane za cegłami i oblewam go ponownie. Teraz nie ma na nim suchego skrawka skóry.

Gacie całkowicie przemokły i wilgoć oraz chłód dosięgają kutasa i jaj, które podkurczają się. Suty robią się brązowe, podobnie zaczyna być widać wiszącego kutasa spod szarego dresu. Kręcę głową na nie, cały czas trzęsąc się z zimna. Z ust zaczyna mi kapać ślina, przez zimno i przerażenie nie zwracam na to uwagi.

- Doskonale. Teraz możemy się pobawić - uśmiecham się demonicznie i po odstawieniu wiadra, podchodzę do ciebie masując się po kroczu, na którym rysuje się stojąca na maksa pała.

Zamykam oczy, powoli zaczynam wyczuwać jego intencje. Jaja, kutas i całe ciało pulsują z zimna. Usta na nowo zaczynają drżeć. Mimo zimna, od naturalnych odruchów kutas zaczyna bardzo delikatnie się podnosić. W milczeniu wiszę na prętach, które dygoczą od drgawek całego ciała. W myślach, wyobrażam sobie, że w końcu mnie puści i mój horror skończy się.

Łapię go za przód t-shirta przyciągam do siebie i pochyliwszy się nad nim zaczynam obwąchiwać jego szyję. Co jakiś czas zlizuję ściekającą wodę. Cały czas trzymając go w kamiennym uścisku.
Jego zapach doprowadza mnie do szaleństwa. Spocone młode ciało. Nieświadomie pocieram kutasem o obolałe udo niewolnika.

Dygocze cały czas z zimna. Szyja bardzo mocno spocona, całe ciało znów pokrywa się potem. Cały czas patrzę błagalnie, staram się nic nie mówić, żeby go nie rozzłościć. Oddycham bardzo szybko, widać to na pulsującym brzuchu

- Nie podoba Ci się? - odsuwam się, by spojrzeć mu w oczy. Widząc wołanie o litość, czuję, że moje ciało płonie od buzującej namiętności. Wymarzony wieczór. Widząc pęknięcie na koszulce rozrywam ją całkowicie, po czym zdzieram boleśnie. Pękające rękawy rżną jego ramiona i kark. Ukazuje się wymęczony, spocony i umięśniony tors, sutki jeszcze nabrzmiałe od zimna. Bez zastanowienia przywieram twarzą do jego klaty i zabieram się za pieszczenie jego sutków. Liżę, kręcę okręgi wokół nich językiem, pieszczę i podgryzam. Raz jeden, raz drugi. Z niecierpliwością czekając na jęknięcie rozkoszy.

Gwałtownie odginam się do tyłu. Suty nabrzmiały do granic możliwości. Są duże i brązowe, śliskie od jego potu i śliny. Na każde podgryzienie wzdrygam się i lekko odginam. Jęczę z rozkoszy.

Z zapracowanym, wysuniętym językiem uśmiecham się. Ale jego rozkosz nie może trwać długo. Nie to mi sprawia przyjemność. Chcę czuć jego ból i cierpienie. Odstępuję od dalszych pieszczot i odchodzę, rzucając za siebie:

- Mam lepszy pomysł - zza sterty cegieł wyciągał narzędzie... Kombinerki. Już się pewnie spodziewa, ze podczas jego snu przygotowałem sobie tam niezły asortyment i dokładnie wiem, co po kolei z nim robić.

Patrzę przerażony. Oczy robią się szkliste. Z nerwów dostaję lekkich drgawek, zaczynam bełkotać i jęczeć ze strachu. Widzę jego perfidnie uśmiechniętą minę i średniej wielkości kombinerki z drewniane uchwyty i czarne, metalowe zakończenia.

- Nie, błaaagam - bardzo bojącym się i przerażonym głosem.

O to chodzi, myślę sobie. Chcę słyszeć jego łkanie i strach. Do kutasa dociera druga porcja krwi, jakby miał stanąć jeszcze bardziej, ale nie może. Ta rozkosz mnie rozrywa wewnętrznie, a jak się oddaję temu upojeniu. Podchodzę do mojego więźnia i bez słowa chwytam kombinerkami lewy sutek. Delikatnie tak tylko, żeby moc go trzymać. Potem zaczynam ściskać, ale już patrząc na jego twarz. Sprawdzam ile jest w stanie wytrzymać. Widząc, że zaciska zęby i syczy z bólu, nie dociskam do końca. Odpuszczam lekko i zaczynam kręcić, ruszać kombinerkami w każdym kierunku i ciągnąć do siebie.

- AAAAAAA - głośne i miarowe wycie - AAAA nie, błaaaagaaaaam, aaaaaa - czuje jak sutek zaczyna się rozciągać na wszystkie strony i robi się mocno czerwony. - AAAA błaaagaaaam, nieeeee, aa, aaa! - zaciskam zęby i wyje dalej.

Nie trwa to długo, ale wystarczy by ból przeszył cię dogłębnie. Bez chwili przerwy przenoszę się na prawy sutek, lewy pozostawiając zgnieciony i rozpalony do czerwoności, prawie bordowy.

- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA - wycie jest coraz głośniejsze, każdy dotyk metalu to straszliwy ból. Robi mi się ciemno przed oczami i słabo. Staram się na niego nie patrzeć, wyginam się jak mogę, ale sutek i tak robi się czerwony i pulsujący.

Widząc, że życie odpływa z jego twarzy odrzucam kombinerki za siebie, co robi sporo hałasu i zabieram się za lizanie i całowanie jego kaloryfera, jednocześnie pocierając dłońmi włosy na klacie, omijając sutki.

Dysząc obolały, stękam. Sutków prawie nie czuje. Nigdy nie przeszywał mnie taki ból. Pulsują i świdrują, nadal czuje metalowy odcisk. Kaloryfer lekko napina się pod jego pocałunki, włoski robią się mokre. Dyszę i powoli coraz wolniej oddycham.

Kontynuuje, sapiąc z przyjemności, aż doprowadzam się do takiej rozkoszy jak wcześniej. Topię się w jego ciele. Cały czas obniżając się by dotrzeć do gumki od spodni.

Znowu odchylam się do tyłu. Spodnie już są całe mokre od potu. Delikatnie odchylam głowę i zaczynam jęczeć. Po kombinerkach to prawdziwa rozkosz.

Znów bez zapowiedzi odrywam się od niewolnika i odchodzę do sterty cegieł. Tym razem wyciągam z zza niej wysuwany nożyk. Szybko wracam i rozcinam spodnie wzdłuż szwów zewnętrznych i wewnętrznych, ale zostawiam jeszcze gumę w pasie i ściągacze.

I znowu ta niepewność, strach. Znowu zaczynam przeżywać to samo, co poprzednio, z jeszcze większymi drgawkami. Delikatnie bełkocze ze strachu. Po chwili moje wszystkie wątpliwości są rozwiane. Przede mną najgorsze. Drżę i zamykam oczy. Spodnie delikatnie opinają spocone ciało, ale jeszcze nie spadają.

Każda ręka obmacuje inną odsłonięte już nogę. Nogi są umięśnione, owłosione, krocze pachnie potem i śluzem. Twarzą przywieram do jego krocza głośno się w nie wwąchując, czasem podgryzając, ale delikatnie, łapiąc tylko za materiał. Widząc, że chwilowe spięcie znów go opuściło, chwytam za gumę i ściągam gwałtownie pozostałości spodni i bokserki do kostek. Moim oczom ukazuje się lekko trzęsące, spocone owłosione ciało. Spodnie opadają na kostki. Spod czarnych bokserem ukazuje się wiszący sporej wielkości kutas. Leży na dużych wiszących jajach. Zarówno pała jak i jajka są bardzo mocno pokryte śluzem i potem. Krocze jest dosyć owłosione, zwłaszcza w okolicach rowu, i nad kutasem widać gęste, lekko ogolone włosy, także mokro i pokręcone.. Uda dosyć mocno naprężone z delikatnymi czerwonymi pręgami. Trochę mnie zdziwiło, że pała nie jest jeszcze sztywna, zwłaszcza, że tak wydatnie tworzyła namiot na spodniach. Ale cieszy mnie jej rozmiar. Masuję ją delikatnie końcami palców sprawdzając czy będzie miała jeszcze siłę powstać.

Delikatnie odchylam się do tyłu, pała mi mojego ogromnego stresu i strachu zaczyna delikatnie się podnosić. Napletek zaczyna rosnąć i naprężać się.

I na tym kończę delikatne pieszczoty kochanków. Chwytam kutasa w dłoń, ściskam i zaczynam jazdę: góra-dół, góra-dół... Druga ręką jednocześnie trzymam jaja i ściągam je w dół, żeby skóra była napięta.

- Ałaaaaa! - aż wzdrygam się do góry. Na kroczu czuję silny uścisk dłoni. Napletek zsuwa się po mokrym członku, który zaczął rosnąć. Syczę po ściśnięciu moich jaj, ból jest niesamowity. Błagalnie patrzę, żeby to wszystko się już skończyło.

Pała rosła mi w dłoni, ale nie popuszczam uścisku. Chcę, żeby wylewała się pod i nad dłonią. Walę, aż mogłoby się wydawać, że osiągnęła maksymalny rozmiar. Ściągniętymi jajami bawię się jak kośćmi do gry. A potem zanurzam śliskiego kutasa w swoich ustach, zupełnie niespodziewanie i zaczynam okrążać go językiem, ślinie pozwalając swobodnie po nim płynąć. Jądra zrobią się delikatnie czerwone. Pała staje prawie na maksa, długa i śliska.

Nie jest to przyjemne uczucie zważywszy na fakt ciągłego strachu. Po chwili czuję język na ściągniętym napletku. Jest mięsisty i długi. Przymykam oczy i odruchowo odchylam się w kierunku ściany.

Zasysam go coraz mocniej, z każdym kolejnym ruchem pakując go sobie coraz głębiej do gardła. Wyczekuję momentu, gdy odczucia znów wezmą nad nim górę i zacznie sapać z rozkoszy, zupełnie nie przejmując się sytuacją. I wiem, że nastąpi to nie długo. Ze mną nikt nie wygrywa, czy to w pracy, w życiu... czy sexie.

Język coraz bardziej świdruje po moim kutasie. Czuję pierwsze spazmy rozkoszy. Zapominam o całej sytuacji... Zaczynam syczeć z rozkoszy, delikatnie pojękując. Napletek schodził coraz szybciej, a ja czułem, że jestem coraz bliższy dojścia.

Czując jak jego ciało powolutku i delikatnie zaczyna się wzdrygać tuż przed wytryskiem, postanawiam odpuścić. Trochę mnie to zaskoczyło, że taki chłopak jak on okazał się krótkodystansowcem, ale stres robi swoje i to jest podniecające. Twardziel okazuje się mięczakiem... Odchodzę od niego na dwa kroki, żeby podziwiać jak z zamkniętymi oczami oddaje się niechcianej przyjemności, jak drży przytwierdzony do ściany. W końcu robi mi się gorąco. Zdejmuję marynarkę, zaczynam rozpinać koszulę, a on nadal podryguje, ale chęć wytrysku odchodzi. Otwiera oczy, gdy zaczynam ściągać koszulę.

Nagle zdaję sobie sprawę ze swojej sytuacji. Chęć wytrysku odeszła. Kutas zaczyna delikatnie opadać. Otwieram oczy i wiedzę na 40-latka bez koszuli, z owłosioną i umięśnioną klatą, który patrzy na mnie wzrokiem mięsożercy. Zaczynam znów mamrotać pod nosem. Boję się tego, co zdarzy się za chwilę.

- Kolej, żebyś ty popracował, świnko - spod ściany zbieram łańcuch z dwoma kłódkami, na który wcześniej nie zwrócił uwagi i podchodzę do niego, zaczynam oplątywać ręce. Najpierw jedna i gdy była ciasno oplątana spiąłem kłódką. Potem druga i to samo. Wolny koniec zarzucam na hak w suficie, a to, co zostało przymocowuję do osławionej sterty cegieł. Teraz pozostało oswobodzić jego ręce i nogi z prętów. Po udanej operacji bez siły poleciał na środek pomieszczenia, ręce nadal ma w górze.Klęczy.

Zaczynam się wierzgać, ale to nic nie dało. Czuję na rękach metal od grubego, zardzewiałego łańcucha.

- Dokładnie, tak wygląda świnia idąca na ubój. Ale nie martw się tobie nic takiego nie grozi - staję przed nim i zaczynam rozpinać pasek od spodni. Jednym ruchem wyciągam go ze szlufek i strzelam z niego uderzając o podłogę tuż obok mojego niewolnika. Zabieram się za rozporek, powoli. Potem spodnie same zjeżdżają w dół. Ukazują się owłosione, wyćwiczone łydki i uda. Ale to, co najważniejsze jest na poziomie jego wzroku. Białe obcisłe bokserki ze srebrną gumą CK, a w nich bestia wyrywająca się na wolność. Podchodzę, by jego twarz mogła się w nie wtulić.

-Wypuść mnie kurwaaaa, puść mnie! - patrzę z obrzydzeniem na ogromnego kutasa, który przekrzywiony w prawo prawie wystaję z obcisłych bokserek.

- Kwicz! Kwicz! Ty włochata świnio! -jeszcze bardziej się przybliżam. Teraz jego twarz już przylega do moich gaci. Po dłuższej chwili jego lamentowania sam ściągam bokserki i 20 cm pała wystrzeliwuje mu w twarz. Wystarczyło tylko nacelować, gdy ma otwarte w krzyku usta.

- Puśććććć m… - wydzieram się. Nagle czuję ogromnego kutasa, który wdziera się od ust, odruchowo cofam się. Czuję obrzydzenie, kutas ma około 20 cm, jest cały pokryty śmierdzącym i mokrym śluzem.

Nie czekając aż sam się weźmie do roboty, łapię go za tył głowy i nadziewam na swoją pałę sterczącą niczym dzida. Zaczynam posuwać w usta kołysząc biodrami w tył i w przód.

Czuję w ustach mokrą długą pałę, pluję, obracam się w tył, ale łańcuch bardzo mocno przylega do nadgarstków. Poruszać się w tył i w przód w miarę szarpania za włosy.

Mógłbym tak całą wieczność, wreszcie mój kutas jest obrabiany przez właściwe usta. I to, z jaką niechęcią. Aż mi się od tej podniety robi jeszcze mokrzej. Posuwam go tak z 15 min, aż mu usta puchną, ale w dalszym ciągu kulminacja ekstazy jest jeszcze daleko.

Czuję jak ogromna pała wypełniała mi usta. Usta mam całe śliskie od śluzu, co jakiś czas czuję jak napletek odbija się o moje gardło. Cały czas jest mi niedobrze, próbuję się obrócić, ale jest silniejszy. Po chwili myślę, że zaraz rzygnę, robi mi się słabo z braku powietrza. Zaczynam dławić się śliną, próbuję złapać oddech. Czuję się jak totalna szmata, ssę pałę jakiegoś sadysty i nic nie mogę zrobić.

Wyciągam pałę z jego ust ocierając ją jeszcze głęboko o migdałek i z głośnym chlupnięciem na końcu, za nią leci jeszcze spora dawka śliny ociekająca na klatę. Oczy ma załzawione i czerwone, od wciskania kutasa do gardła. Na pewno ma już dość, ale moja pała nie. Przychodzi czas na mocniejsze doznania.

Łzy płyną strumienie, zaczynam znowu normalnie oddychać. Ślina cieknie po moich ustach, część spływa na moją klatę. Czuję się jak zwierzę, które zostało wykorzystane i wiem, że nie mogę nic zrobić. Usta są sztywne i czerwone. Znowu zaczynam bełkotać i błagać żeby mnie zostawił.
Czuję się słabo, ręce wiszą bezwładnie, ślina cieknie po całej twarzy.

Nie czekając aż odzyska siły kompletnie nagi podchodzę do stosy cegieł i wyciągam zza niej młotek z drewnianą rączką i lubrykant. Wracam i opuszczam łańcuch tak by jego twarz wylądowała na ziemi, a w powietrzu postała jedynie wystawiona dupa. Zabieram się za naoliwianie drewnianego trzonka młotka. Gotowym narzędziem zaczynam ocierać jego odbyt, powoli pasując trzonek w dziurkę.

- Ałaaaaaaa! - czuję jak drewno napiera na mój zwieracz. Trzonek wchodzi na kilka cm, zaczynam wyć. Odbyt zaczyna mnie strasznie boleć, szarpię i rzucam się, co jeszcze bardziej potęguje ból.

Widząc jak rzucając się sam nadziewa się na trzonek kontynuuję i powoli zaczynam go wsuwać i wysuwać z odbytu, zagłębiając go coraz bardziej, czasem kręcąc nim. Upajam się jego krzykami, piskami i kwiknięciami. Nieświadomie spełnia moje marzenie.

- Ałaaa, ałłłł ałłł! - wrzeszczę, krzyczę i rzucam się na łańcuchach. - Bolii, kurwaaaaaa, ałlaaa! - czuję jak trzonek napiera i wchodzi prawie cały. Robi mi się ciemno przed oczami, myślę, że zaraz zemdleję.

Dziurka jest rozpracowana, a po wyjęciu trzonka nawet nie zamyka się do końca. Czuję, że przyszedł czas na mnie. Przybieram odpowiednią pozycję i kieruję kutasa w kierunku dziurki, bo sam sterczy jak maszt. Nie cackając się ładuję się w niego i zaczynam posuwać. Najpierw wolno, żeby się przyzwyczaić, a potem nabieram tempa.

- Ałaa, błagaaam kurwa puść! - znowu zrobiło mi się słabo. Czuję gruba pałę, jak wypełnia cały mój tyłek. Myślę, że mnie zaraz rozsadzi, drę się jak oszalały. Dupa robi się coraz bardziej czerwona. Za każdym uderzeniem czuję odbijające się jądra i ból w okolicach moszny.

Czuję, że ocieram się o prostatę. Żeby zwiększyć swoje doznania zaczynam klepać go w poślady, aż się zarumienią. Potem postanawiam pójść na całość. Łapię go za biodra i miotając się jak oszalały rżnę ostro jego dupę. Sam zaczynam mieć mroczki przed oczami.

- Ałaaaaa, ałaaaaa! - zaraz tego nie wytrzymam. Każde uderzenie sprawia straszliwy ból.
Czuję obijające się jądra i czerwone poślady. Błagam, żeby przestał, jest mi bardzo słabo.

Żeby oprzytomnieć zwalniam trochę, łapię jego kutasa i zaczynam mu walić. Nie potrzebuje dużo czasu. Chuj stoi na baczność od pieszczenia prostaty. Trzy pociągnięcia i strzela. Prosto w swoją skuloną między ramionami twarz. Na chwilę przestaję i podchodzę znowu do cegieł.

Opadam z sił, sperma kapie po kutasie, jądrach i udach... Bełkoczę, nie jestem w stanie nic powiedzieć, jedyne co widzę to spermę na oczach i odchodzącą postać.

Ze stosu biorę jego i swój telefon. Staję nad nim i noga przywracam na plecy. Każdym aparatem robię zdjęcie. Związany, z twarzą w spermie i z zaczerwionym ciałem. Potem wracam do jego tyłka. Wyprostowuję jego prawą nogę i opieram na swoim ramieniu. W bocznej pozycji zaczynam pieprzyć go na nowo. Aż do wytrysku, który następuje w jego dupie. Ciśnienie jest tak duże, że cześć spermy wypływa na zewnątrz, zanim wyciągnę kutasa. Robię jeszcze jedną fotkę jak siedzę w nim, a potem drugą - zaspermionego odbytu.

Nie czuję odbytu, jestem wykończony. Język mam na wierzchu. Całe nogi, uda, pośladki i tyłek są obolałe Jaja są całe czerwone od jego uderzeń. Jestem zalepiony spermą, czuję się jak totalny cwel, jak szmata. Kwiczę coś, czuję straszne pieczenie, chcę żeby to wszystko się skończyło. Wiszę pół-żywy na łańcuchu.

Wstaję i rozpinam go ze wszystkich okowów. Potem udaję się do sterty cegieł, zbieram swoje rzeczy i na odchodne rzucam:

- Te fotki to zabezpieczenie, żebyś nie próbował się wydać. Ktoś się dowie, a te zdjęcia będą wszędzie. Fajny z ciebie gostek, moglibyśmy to powtórzyć kiedyś.

I odchodzę, na cegłach zostawiając jego sportową torbę z rzeczami i telefon z pamiątkami z tego wieczoru.


60%
25296
Dodał freakow 03.08.2018 07:23
Zagłosuj

Komentarze (2)
Aby dodać komentarz musisz być zalogowany.
ulegly1975 dobre opowiadanie, ale za mało wulgaru wobec cwela !!!
04.08.2018 12:03
freakow Nie planuję
04.08.2018 09:43

Podobne opowiadania

Rozbieranie Sebastiana

Wiedział, że nie powinien tego robić, ale kiedy obudził się rano w pustym mieszkaniu tak bardzo zachciało mu się przyćpać, że nie potrafił się opanować. Obiecał sobie, że będzie brać tylko w weekendy. Później obiecywał, że dwa razy w tygodniu. Potem jeszcze, że co drugi dzień. A teraz czuł, jak pocą mu się dłonie, jak zimny dreszcz przebiega po plecach i nie potrafił sobie odmówić. Tylko ten jeden raz, powtarzał w myślać, nerwowymi ruchami przeszukując plecak. No... Przeczytaj więcej...

Znów

Zapraszam do zapoznania się z VII częścią opowiadania "Znowu". Na pewno dopadło was kiedyś uczucie przeraźliwego lęku, które wyrywa człowieka z najgłębszego snu. Uczucie jakbyście spadali. Wtedy serce na chwilę przestaje bić i podchodzi do gardła odbierając dech w piersiach. Naukowcy mówią, że to pozostałość po naszych prehistorycznych przodkach odciśnięta na mózgu niczym rozgrzane żelazo na krowim zadzie. Pamiątka z czasów, gdy człekokształtni chodzili na polowania... Przeczytaj więcej...

Serwis hotelowy cz. 1

Witam was wszystkich. Moje ostatnie opowiadanie chyba wam się nie spodobało więc mam nadzieję, że ta seria wam się spodoba :) Bardzo proszę o komentarze i oceny. Dziękuje :) - Cześć, chcesz postrzelać?- usłyszałem to leżąc na leżaku w momencie kiedy poczułem, ze ktoś stoi przede mną zasłaniając mi słońce. - hę?? – odpowiedziałem zdziwiony po czym otworzyłem oko i ujrzałem jego... zabójczo przystojnego tureckiego animatora. Na oko około 23-4 lata chodź Turcy... Przeczytaj więcej...