Oddech żony przyspieszał, przechodząc w rozkoszne jęki. Jej piersi pod jego ustami i dłońmi nabrzmiewały, a ich koniuszki twardniały coraz bardziej. Nic dziwnego - muskał je, gładził, całował od godziny, tak, jak się umówili: dokładnie przez godzinę miał pieścić jej biust i nic ponad to. Chwilami wydawała się żałować, że wyznaczyła tak długi czas, którego koniec obwieścił timer pojedynczym, subtelnym dźwiękiem niby uderzenie w maleńki szklany dzwonek.
- Już... - odetchnęła z uśmiechem na ustach, przymykając powieki z rozkoszy.
- Jak chcesz? - upewnił się.
- Wiesz, jak lubię - szepnęła zalotnie, przewracając się na bok, plecami do niego. Lubieżnie wygięła się, wypinając w jego stronę pośladki. Ujął lewą ręką jej krągłe biodro; prawą pomógł sobie, próbując wprowadzić stwardniałe prącie do jej pochwy.
- Co ty... - powstrzymała go. - Chcesz, żebym zaszła w ciążę?
- A chcę! - odparł figlarnie, jednocześnie wodząc okrężnie palcem wokół jej odbytu, co zawsze skutecznie pobudzało jej zmysły.
- Ale nie jestem pewna, czy ja chcę, kochanie...
- No, dobrze... - Sięgnął po leżące koło łóżka prezerwatywy. Ostrożnie rozdarł maleńką torebkę, ścisnął w palcach lekko odwinięty koniec gumki i nałożył ją, odciągając napletek.
Tym razem nie wyczuł oporu; pozwoliła, by wsunął się do jej wilgotnego wnętrza. Powitała go, jak zwykle, skurczem łagodnym niby miłosny uścisk. Poruszył się, odpowiedział mu aprobujący jęk. Wchodząc najgłębiej jak mógł, zaczął wykonywać ruchy wzdłuż warg jej kobiecości. Zawsze wolała to od zwykłego wyciągania i wkładania, przynajmniej na początku stosunku. Ruszał się wolno, pomagała mu zmysłowym falowaniem bioder. - Taaak... rób... mi... to... taaaaaaaak... - wzdychała. Potem już nie potrafiła mówić, wydając jedynie miarowe, coraz głębsze i dłuższe „a... aa... aaa... aaaa...”. Skurcze jej waginy świadczyły, że naprawdę rozgrzały ją te godzinne pieszczoty. Położył wolną dłoń na jej piersi, przesunął palcami po twardym jak kamyk sutku, wywołując nieprzytomny jęk. Ścisnęła sobą jego penisa tak, że prawie zabolało.
Wiedział, że czas przyspieszyć. Szybko tym razem zbliżywszy się do szczytu, potrzebowała teraz dla odmiany normalnego, zdecydowanego wsuwania i wysuwania. Jego podbrzusze zaczęło uderzać lekko o jej pośladki; nie pozostawała dłużna. Rytmiczne, znów krótkie „a... a... a...” wchodziło w coraz wyższe rejestry, jakie jej głos rzadko osiągał w sytuacjach innych niż łóżkowe. Wreszcie przeszło w rozkoszny pisk, przerywany szybkimi ściśnięciami ścianek pochwy. Przez moment miał ochotę dopchnąć jeszcze parę razy, by dzielić z żoną rozkosz, ale powstrzymał się - utraciłby swoje podniecenie, a mógł go potrzebować na bis. Wolał się trochę pomęczyć, zaspokajając jej wszystkie potrzeby, niż... Ostatnio coraz częściej dręczyły go koszmary, w których zastawał ją w łóżku z kimś innym. Co gorsza, w tych jego snach robiła to bez zabezpieczenia, lekkomyślnie oddając macicę we władanie kochanka.
*
Obudził się - więc jednak zasnął po drugim razie, a przecież nie chciał... Wciąż trwała noc. Jej odkryte ciało, przy dobiegającym zza okna słabym świetle, wyglądało tajemniczo i ponętnie w kontrastowych światłocieniach podkreślających każdą krągłość. Zrobiło mu się trochę żal, że za tym drugim razem zrobił to do końca. Przyjemnie byłoby posiąść ją teraz (znał jej zwyczaje wystarczająco, by wiedzieć, że nie miałaby nic przeciwko). Ułożył się tak, by przynajmniej mieć lepszy widok.
- Nie śpisz... - szepnęła. - To dobrze. Muszę ci coś wyznać.
- Mów - odszepnął, skinąwszy głową.
Milczała, jakby zbierając siły lub odwagę, nim wypaliła: - Zakochałam się w kimś.
Zakołowało mu w głowie, pociemniało w oczach. Poczuł, że zapada się gdzieś w mrok bez końca.
- Więc... masz romans...? - wybełkotał.
- Zakochałam się - powtórzyła z nieustępliwością, jak gdyby go poprawiała.
- Kto to jest? - spytał z wysiłkiem, przez wyschnięte usta, niby po dużym pijaństwie. - Znam go?
- Nie znasz... Uczyłam go, zdał maturę rok temu.
- Taki dzieciak?! - Zadając to pytanie miał łzy w oczach, bo kolejna myśl zabolała go... a jednak musiał ją wypowiedzieć. - Lepszy ode mnie... w łóżku?
- Jeszcze nie wiem... - wydało mu się, że usłyszał w jej głosie mimowolny uśmiech.
Jeszcze przed chwilą miał nadzieję, że to tylko erotyczna fascynacja, która przeminie bez śladu. Wiedział prawie na pewno, choć nigdy o tym nie rozmawiali, że już co najmniej raz coś takiego jej się zdarzyło. Jednak ów ostentacyjny brak pośpiechu w tych sprawach świadczył, że tym razem to może być coś poważnego.
- Na pewno nie jest tak dobry, jak ty; zwierzył mi się nawet, że jest prawiczkiem... Nie mam pewności, czy w ogóle mnie zaspokoi - mówiła teraz swobodniej, tak, jak się mówi o miłości, której się zupełnie uległo. - Zdaję sobie z tego sprawę, ale to nie ma znaczenia... Kiedy myślę o nim, moje serce wariuje - wyznała, dobijając tym męża.
Milczał, sądząc, że nic gorszego już nie usłyszy. Mylił się.
- Ja... - znowu mówiła z wyczuwalnym trudem, od którego przeszedł go dreszcz. - Ja pragnę mieć z nim dziecko.
- Oszalałaś...?!
- Tak, oszalałam - roześmiała się. - On mnie prawdopodobnie zostawi. Wiem, że będę je wychowywała sama... lub z tobą, jeśli tak zadecydujesz. O ile nie wystąpisz o rozwód, będę z tobą jak przedtem, a ono będzie jak twoje... Ale chcę, żeby on je spłodził.
- Dlaczego? - spytał, wstydząc się płaczliwego tonu, jaki mimowolnie zabrzmiał w jego głosie.
- Bo go kocham - odparła bardzo łagodnie. - Nie rozumiesz?
- Mnie nie kochasz...?
- Głupi! Kocham cię, ale inaczej. Nie ma w tym szaleństwa, nie zniewalasz mnie tak jak on... Dbasz o mnie, mam z tobą najcudowniejszy seks, jaki kiedykolwiek miałam, i wiem, że mnie kochasz... I jest mi z tobą dobrze, jak nigdy z nikim. I dlatego, nawet będąc z nim, chcę być także z tobą... - Popatrzyła mu w oczy ze swoim zwykłym, domowym uśmiechem. - ...o ile mi pozwolisz.