Fabrizio stał na balkonie i patrzył na przepływające w dole łodzie. Właśnie pobił swój rekord. Udało mu się dwa razy spieprzyć sprawę z tą samą kobieta i to w ciągu jednego dnia. Kurwa, Tiziana, zabiłbym cię, gdyby nie to, że nie żyjesz, pomyślał, zaciskając szczęki tak mocno, że aż zabolało. Zareagował, jak byk na czerwoną płachtę, kiedy Caterina powiedziała mu, że oczarował ją pieniędzmi. Jakby po raz kolejny czytał ten przeklęty list: „Nigdy Cię chyba nie kochałam. Oczarowałeś mnie przepychem i podarkami, ale to za mało, żeby dzielić z Tobą życie…” Przeczytał to tyle razy, że znał każdy wers na pamięć. A myślał, że świat może się zawalić tylko raz. „Odchodzę z człowiekiem, którego kocham…” napisała. Gdyby znalazł ten list zanim zginęła, mógłby rzucić jej w twarz, jaką jest dziwką, mógłby wyrzucić ją z domu… Nie chodziło mu o pieniądze, które zabrała. Niech je szlag! Ale ona pieprzyła się z tym facetem przez pół roku i jednocześnie wchodziła do ich łóżka. Rozkładałaś nogi tym chętniej, im większy brylant dostałaś, pomyślał z goryczą.
Wrócił do pokoju i nalał sobie whisky, które znalazł w barku. Spieprzył sprawę z Cateriną. Gdyby nie jego demony, miałby ją teraz w ramionach. Wymawiałaby jego imię tym ciepłym, miękkim głosem, który przyprawiał go o dreszcz. Chciała być szczera, chciała pokazać mu, jak docenia jego starania… Zależało jej. Wytłumaczyła sobie nawet jego głupie zachowanie z zakupami. Miała prawo się wkurzyć. Nic dziwnego, że nie odebrała telefonu i nie otworzyła mu drzwi. Nie zdziwiłby się, gdyby rano kazała się odwieźć do miasta. Po tym wszystkim, co przeszła, zasługiwała na wakacje z beztroskim facetem, który pozwoliłby jej zapomnieć, a nie na kogoś takiego jak on. Znów poczuł, że zacisnął szczęki. Dała mu drugą szansę, trzeciej mu nie da. Nie po tym, jak się zachował. A jednak nie mógł tego tak zostawić.
- Recepcja? Chciałbym zamówić bukiet róż, czerwonych. Na jutro, na… - zastanowił się chwilę. Była rannym ptaszkiem, tego dnia odwiedziła siłownię kilka minut po siódmej. – …siódmą trzydzieści. Do tego śniadanie na dwie osoby na niebieskiej zastawie, a jeśli nie macie, to mają być niebieskie serwetki, kokardki, cokolwiek. I niech tu przyjdzie boy z bilecikiem, chcę go dołączyć do kwiatów – rozłączył się.
Po pięciu minutach rozległo się pukanie i Fabrizio wpuścił do pokoju chłopaka w uniformie. Miał rudą czuprynę i śmiejące się oczy, tak, że nawet Fabio musiał się na chwilę rozchmurzyć.
„Jestem idiotą, ale zjedz ze mną śniadanie, Proszę”, napisał i schował liścik do maleńkiej błękitnej koperty. Wręczył ją chłopakowi wraz z pięćdziesięcioma euro.
- Zaniesiesz to jutro razem z kwiatami do apartamentu obok i dasz kobiecie, która tam będzie, zanim wejdzie kelner. Jeśli ona przyjmie śniadanie, dostaniesz pięć razy tyle. Zrozumiałeś?
Chłopak nawet nie mrugnął, jakby polecenie Fabrizia było czymś najzwyklejszym w świecie. Kiedy wyszedł, Fabrizio wziął szklankę z whisky i wyszedł na balkon. Co on by dał za to, żeby być teraz za ścianą? Dochodziła dwunasta i Caterina pewnie położyła się spać. Złapał się na tym, że zgaduje, czy spała nago. Kurwa, jestem masochistą, pomyślał, zerkając na swój rozporek. Powiał lekki wietrzyk i przyniósł ze sobą owocowo-ziołowy zapach, który sprawił, że puls mu przyspieszył. Podszedł do barierki i ostrożnie wychylił się tak, by widzieć sąsiedni balkon.
Katarzyna stała oparta o barierkę i patrzyła przed siebie. Miała na sobie szlafrok, mocno rozchylony na piersiach. Lekki wietrzyk przyjemnie łagodził wilgotny upał, który utrzymywał się, mimo późnej pory i osiadał na ciele nieprzyjemną mgiełką. Nagle, kątem oka zauważyła ruch na sąsiednim balkonie, jednak nie odwróciła głowy.
- Caterina – powiedział cichym, lekko schrypniętym głosem Fabio. Czuła w nim zarówno podniecenie jak i niepewność. Oszałamiająca mieszanka, pomyślała.
- Taak? – odparła nie patrząc na niego. Nie była już zła. Długo się zastanawiała, dlaczego tak zareagował i doszła do wniosku, że nie chodziło tylko o urażoną dumę. Nie mogło chodzić o taką bzdurę. Co nie zmieniało faktu, że zepsuł jej wieczór.
- Sono un idiota! (Jestem idiotą!) – powiedział z tak rozbrajającą szczerością w głosie, że odwróciła głowę i spojrzała mu w oczy.
- Per cortesia, non dico di no (Przez grzeczność, nie zaprzeczę) – odparła, starając się zachować powagę. Jednak zdradziło ją lekkie drżenie kącików ust.
- Nawet nie pytam, czy mi wybaczysz… - zaczął, wbijając wzrok w swoje dłonie spleciona na szklance z resztką whisky - ale chciałbym Ci powiedzieć, że rzeczywiście zależało mi na tym, aby Cię oczarować – zamilkł, a ponieważ nie wydała żadnego dźwięku, przyjął to za dobrą monetę – Ja również byłem… jestem oczarowany. Jesteś piękna. – podniósł wzrok i zobaczył, że przygląda mu się uważnie – Żałuję tego, co powiedziałem – zniżył głos do szeptu – i tego, czego nie wypowiedziałem...
Caterina wodziła opuszkami palców po dekolcie, wzdłuż brzegu szlafroka, jakby zastanawiając się nad sensem jego słów. Wreszcie sięgnęła dłonią pod materiał, do obojczyka i odchyliła głowę, przymykając oczy. Śledził ruch jej ręki, zastanawiając się, jak delikatna i pachnąca musi być jej skóra. Westchnął głęboko, czując narastającą w podbrzuszu falę ciepła.
Gdyby chodziło o coś więcej, niż wakacyjny romans, Katarzyna wycofałaby się, na z góry upatrzone pozycje. Ale nie chodziło. Ostatni raz, kiedy umówiła się na randkę wyłącznie dla seksu, miał miejsce na trzecim roku studiów. Była na obozie narciarskim i miała absolutną pewność, że nie spotka gościa nigdy więcej. Zadbała tylko o prezerwatywy. Dziś nawet nie pamiętała, jak miał na imię, a co dopiero, czy był gentelmanem. Czy miało znaczenie, jak Fabio się zachował? Pociągał ją fizycznie i czuła, że ona też go pociąga. Jego inteligencja była miłym dodatkiem, a pieniądze pozwalały na dobrą zabawę.
- Co pijesz? – spytała, zerkając na prawie pustą szklankę.
- Whisky – odparł bez tchu – jeśli pozwolisz, to przyniosę Ci coś lepszego.
- Za pięć minut – powiedziała i ruszyła do pokoju.
Stanął przed jej drzwiami i odliczał sekundy: 10,9,8,7… Jeszcze nigdy nie przygotowywał Crodino z Martini w takim tempie. Miał tylko nadzieję, że jej posmakuje. …3,2,1. Do diabła, miał tremę, jak za pierwszym razem! I czuł się z tym wspaniale.
Drzwi otwierały się wolno, a z każdym centymetrem, napór na spodnie Fabrizia przybierał na sile. Wreszcie ukazała mu się Caterina, bosa, w luźno zawiązanym szlafroku, z włosami opadającymi na ramiona. Bez słowa podał jej drinka, a ona podniosła go do ust i cofnęła się o krok, by pozwolić mu wejść. Pchnął drzwi, które zamknęły się z cichym stuknięciem za jego plecami. Puls mu przyspieszył, kiedy upiła spory łyk i z zadowoleniem oblizała usta koniuszkiem języka.
- Dobre – powiedziała tym miękkim głosem, który od tej chwili miał mu się kojarzyć z seksem.
Uniosła głowę, odstawiając szklankę i już wiedział, że to sygnał dla niego. Ujął jej twarz w dłonie i sięgnął do ust. Były tak cudownie miękkie i wilgotne, smakowały gorzkawym Crodino i czymś jeszcze, co przyprawiało Fabia o zawrót głowy. Śmiało wsunął język, a ona przyjęła go z cichym jękiem i zarzuciła mu ręce na szyję, przesuwając palcami po karku i włosach. Jedną dłoń położył jej pod włosami na karku, a drugą zsunął w dół, do podstawy pleców i przygarnął ją do siebie. Pragnął jej w tej chwili tak bardzo, tak mocno… Jego nabrzmiały fiut znalazł się teraz pomiędzy nimi. I wtedy Caterina zrobiła coś, czego się nie spodziewał. Wypchnęła biodra do przodu, napierając na niego i jednocześnie przesunęła językiem po jego języku, jakby to był… Jezu! Brakowało mu tchu, ale za nic w świecie nie chciał tego przerywać, więc nie wysuwając języka, wciągnął powietrze nosem, Caterina zrobiła to samo i znów na siebie natarli, pochłaniali się wzajemnie, ssali i kąsali. Fabio zdążył już przesunąć dłonią po jej karku, szyi, ramieniu i sięgnął do piersi. Była jędrna i miała sterczącą, twardą brodawkę. Ścisnął ją w dłoni, jak dojrzały owoc przed skosztowaniem. Oderwał się od ust Cateriny i ciężko dysząc, pochłonął ustami brodawkę i okalającą ją aureolę. Usłyszał cichy jęk i rozchylił usta by poczuć więcej. Ssał ją i kąsał, a każdemu zaciśnięciu zębów towarzyszyły jęki rozkoszy. Opierała mu ręce na ramionach, wyginając się w tył i wciąż napierała na niego biodrami. Sięgnął do drugiej piersi, zsuwając jej z ramion szlafrok. Zaczęła odpinać drżącymi rękoma jego koszulę, aż wreszcie zdarła ją i rzuciła na podłogę. Przyciągnął Caterinę do siebie, by poczuć jej skórę na swojej. Westchnęła głośno i oparła mu głowę na ramieniu. Poczuł jej gorący oddech na szyi i nie był w stanie czekać dłużej. Poprowadził ją do części sypialnej, trzymając ciasno w talii, jakby się bał, że nie pójdzie za nim, że się wycofa, ale ona szła posłusznie. Kiedy zatrzymał się obok ogromnego łoża, położyła dłonie na pasku jego spodni i spojrzała mu w oczy, szukając przyzwolenia. Rozsupłał pasek szlafroka, czując, że Caterina powoli rozpina rozporek jego spodni. Zanim opadły na podłogę, sięgnął do kieszeni, wyjął kilka srebrnych torebeczek i rzucił je na brzeg łóżka.
- Aż tyle? – zaśmiała się dźwięcznie i pozwoliła opaść szlafrokowi na podłogę.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że nie miała nic pod spodem. Spojrzał w dół. Miała małą kępkę jasnych kręconych włosów łonowych, ukształtowaną tak, by być niewidoczną pod kostiumem. Poczuł w jądrach skurcz, który wystrzelił ostrym impulsem do jego twardego jak kamień fiuta. Caterina podeszła bliżej i oparła mu dłonie na biodrach. Pochylił się i znów pochłonął jej usta, sięgając jednocześnie dłonią między jędrne uda. Naparła na jego dłoń z głośnym westchnieniem. Omijając łechtaczkę, śmiało wsunął w nią palec. Krzyknęła, odrywając usta od jego ust i mocniej wypchnęła biodra do przodu.
- Jezu, ale jesteś gotowa – uśmiechnął się do jej ust i powoli wycofał palec, by po chwili znów zanurzyć go w jej ciepłym wnętrzu. Jęczała i wiła się pod wpływem jego pieszczot. – Chcesz go, prawda?
- Chcę – jęknęła ochryple i wsunęła dłoń pod gumkę bokserek, obejmując jego fiuta, jednocześnie drugą ręką zsunęła mu je w dół, na uda. Stęknął z wysiłkiem, czując jej palce przesuwające się po delikatnej skórze od główki aż po nasadę – Mmmm – zamruczała zmysłowo. Był duży, twardy i miał nabrzmiałe żyłki na całej długości.
Pomógł sobie ręką i pozbył się wreszcie ostatniej części garderoby. Popchnął Caterinę na łóżko, a sam sięgnął po prezerwatywę. Podciągnęła się do wezgłowia i oparła o poduszki, śledząc spod rzęs, jak w pośpiechu naciąga gumkę. Ukląkł na brzegu łóżka i spojrzał na nią głodnym wzrokiem. Nawet w słabym świetle widział rumieńce na jej delikatnych policzkach, obrzmiałe od pocałunków usta i oczy… ciemne, zamglone. Oddychała płytko i szybko, czekając na niego. Doczekałaś się, skarbie, pomyślał i jednym gwałtownym ruchem rozsunął jej uda. Drżała na całym ciele, kiedy powoli zbliżał się do jej obrzmiałej, wilgotnej cipki. Oparł wreszcie główkę o miękkie ciało i spojrzał w jej rozszerzone oczy. Pchnął mocno, zanurzając się w niej aż po jądra. Powitała go wypchnięciem bioder i krzykiem, który uwiązł jej w gardle, tak że dobiegł go tylko stłumiony, ochrypły, niski dźwięk. Wycofał się powoli, prawie do końca, napawając się efektem, jaki wywołał. Naparli na siebie znowu, jednocześnie wypychając biodra w przód i nic już nie mogło ich powstrzymać. To było, jak pierwotna siła, która pchała ich ku sobie. Szaleńcze tempo, jakie narzucili, sprawiło, że po chwili ich ciała pokryły się potem. Caterina jęczała cicho przy każdym pchnięciu i wyginała się coraz mocniej. Nagle Fabio zdał sobie sprawę, że za chwilę eksploduje, a nie jest pewien, jak daleko zaszła jego kochanka. Zmienił rytm, sięgając jednocześnie do jej piersi. Objął ją prawą dłonią, wspierając się na łokciu i kciukiem zaczął pieścić brodawkę, co powitała głośnym jękiem. Pracował teraz wolniej, ale pod nieco innym kątem, wyginając kręgosłup w pałąk.
- Ci sono… (Dochodzę) – sapnęła wreszcie.
W samą porę, pomyślał, gdy poczuł znajome ukłucie pod jądrami. Zbliżał się do mety, ale nie chciał przekroczyć jej pierwszy. Oderwał dłoń od piersi i przesunął ją po śliskim od potu ciele Cateriny, aż na dół do jej mokrej, pulsującej szparki. Odszukał kciukiem łechtaczkę. Wyprężyła się gwałtownie. Tu cię mam, pomyślał, zachwycony jej reakcją. Zataczał kciukiem kółka, zwiększając stopniowo nacisk. Jednocześnie nie przestawał wbijać się w nią swoim potężnym fiutem. Rozchyliła mocno uda, by ułatwić mu dostęp i wilgoć z jej cipki spłynęła mu na jądra. Czuł jej paznokcie na łopatkach, a w uszach brzmiało mu jej kwilenie, jak skarga na przedłużające się słodkie tortury. Nagle wyprężyła się mocniej, przyciągając go równocześnie do siebie i krzyknęła cicho. Po chwili, krzyknęła po raz drugi i zrozumiał, że to jego imię, zniekształcone przez rozkosz, która ją ogarniała i porywała ze sobą. Jej twarz zastygła w ekstazie, miała przymknięte oczy i rozchylone usta. Czuł bolesny skurcz obejmujący żelazną obręczą jego jądra. Znieruchomiał na moment, a potem pchnął jeszcze raz i doszedł z głośnym jękiem.
Leżeli jeszcze przez chwilę bez ruchu, dysząc jak po biegu. Wreszcie Fabrizio wysunął się z niej ostrożnie i ściągnął prezerwatywę. Zawiązał ją wprawnym ruchem i rzucił na podłogę obok łóżka.
- Dio (Boże) – szepnęła Caterina – Che terremoto (ale trzęsienie ziemi).
Wezbrała w nim taka duma, że przygarnął ją do siebie i pocałował mocno w usta. Jego sztywny jeszcze i mokry członek dotknął jej brzucha.
- Wybacz, zaraz się umyję – powiedział, nagle zakłopotany.
- Nie, zostańmy tak – szepnęła miękkim, ciepłym głosem – tak jest dobrze.
Leżał, słuchając, jak gdzieś za oknami miasto tętniło życiem, a oni leżeli wtuleni w siebie, okryci tylko prześcieradłem, które wchłaniało ich pot, oblepiając dwa splecione ciała.
- Chyba powinnam zamknąć okno. Strasznie gorąco, mimo klimatyzacji – powiedziała sennie Caterina.
- Ja to zrobię – Fabio pocałował ją po raz kolejny - Za chwilę…
Nie zamknęli jednak okna. Po kilku minutach słychać było ich miarowe spokojne oddechy i dalekie odgłosy miasta, które nie miało zamiaru zasnąć. Lekki wietrzyk poruszał cienkimi zasłonami, wpuszczając do pokoju powiewy ciepłego wilgotnego powietrza.