Część 1.
Z naszej firmy na te wczasy wybrało się 20 osób, czyli dziesięć par. Ja pojechałam razem z mężem. Zaoferowano nam autokar, więc zrezygnowaliśmy z wyjazdu naszym autem. Ośrodek nad jeziorem w Warmińsko-Mazurskiem. Na miejscu czekał na nas piętrowy, murowany budynek po przeróbkach, więc toaletę i prysznic mieliśmy w pokoju. Poza tym nic wyszukanego. Na parterze i piętrze po 18 pokojów, więc budynek mieścił 72 osoby w 2-osobowych pokojach. Oddzielny budynek stanowiła stołówka wraz z pokojami jej personelu i administracji. Ze stołówki wychodziło się na rozległy taras, który przy ładnej pogodzie stanowił część stołówki albo miejsce do tańczenia podczas wieczornych imprez. Obok naszego budynku i przed stołówką stało jeszcze osiem starych drewnianych domków, które idealnie nie pasowały do krajobrazu. Z zewnątrz obskurne, z odpadającą farbą, ale wszystkie też zajęte. Według kierowniczki na ich miejscu za rok stanie drugi budynek, podobny do tego, w którym mieszkamy. Nie inwestowano zatem w ich konserwację, ale z nich było zaledwie kilkadziesiąt metrów do jeziora.
I to się najbardziej liczyło! Tego mi brakowało! Jezioro, cisza, dookoła tylko zieleń: lasy, łąki, pola. Ktoś skosił trawę, więc tuż po przyjeździe stałam i wdychałam ten urzekający zapach. Kojarzył mi się z wakacjami u dziadków na wsi, kiedy zaczęłam chodzić do szkoły. Nad jeziorem mogłam siedzieć godzinami, gapiąc się w fale, opalając się, pływając. Takie lenistwo najszybciej mnie regenerowało. Żadnych sms-ów, laptopów, maili, ostatecznych terminów, zero pośpiechu, nerwowości i haseł w stylu: "Uwaga! Zmieniamy koncepcję! Mamy tylko 24 godziny!". Marzyły mi się długie spacery po lesie, wieczorne kąpiele w jeziorze i nagi Jurek obok mnie na tapczanie... Tylko ze względu na rodziców nie wyłączyłam telefonu.
Podczas naszego pobytu było sporo osób z południa kraju, głównie ze Śląska. W dwóch pokojach mieszkało czterech górników. Solidnej postury, w sile wieku i nigdy nie wiedziałam całej czwórki trzeźwej. Na piętrze mieszkały dwie rodziny z dwojgiem dzieci w wieku szkolnym. Przedział wiekowy dzieciaków 8-11 lat. Te dały nam popalić! Wieczorem, po kolacji, kiedy każdy chciał nacieszyć się ciszą, posiedzieć przy lampce wina na balkonie, porozmawiać albo obejrzeć jakiś film w telewizji, dzieciaki zaczynały zabawy na korytarzu. Grały w piłkę, bez strachu waląc nią we wszystkie drzwi, goniły się, rywalizowały w jakichś zabawach, w których walczyły na plastikowe miecze itd. Hałas, piski, krzyki, wybuchy śmiechu, płacz, kłótnie po upadku albo zderzeniu.
Uspokajanie nic nie dawało. Rodzice ich nie pilnowali. Ponoć ktoś zwrócił uwagę rodzicom, ale usłyszał w odpowiedzi, że „dzieci też mają wakacje”. Wieczorem dzieci nie chciały, a rodzice nie pozwalali im bawić się przed naszym budynkiem. Na terenie ośrodka był plac zabaw, pokryte piaskiem boisko do piłki nożnej i kort tenisowy. Ale z nich dzieci w ogóle nie korzystały. Uroki walki z dzieciakami psuły wszystkim pierwszy tydzień pobytu. Poza ich rodzicami.
#
Nasza grupa przyjechał najwcześniej. I pewnie dlatego spokojnie zjedliśmy smaczny, obfity obiad i wylegiwaliśmy się w ciszy w pokojach przy otwartych drzwiach balkonowych, a potem nad jeziorem. Plaża nie była zbyt duża, ale wystarczająca na potrzeby mieszkańców ośrodka i nawet zadbana.
Drugiego dnia odbywał się wieczorek zapoznawczy. Jakieś dwie godziny po kolacji stołówka przybrała zupełnie inny wygląd. Wszyscy znali plan pobytu, więc panie zabrały trochę ciuchów, wiedząc o takich atrakcjach. Czas do wieczorku większość kobiet poświęciła na przygotowania. Jakimś cudem udało się pomieścić prawie 90 osób przy 6-osobowych stołach w stołówce, a obszerny taras służył za miejsce do tańca. W pomieszczeniu zaczęła panować duchota, więc wszystkie drzwi prowadzące na taras zostały otwarte. Tam za konsoletą stał didżej, tam ustawiono bar, więc spragnieni darmowego alkoholu i tańczący więcej czasu spędzali na tarasie.
Kierowniczka zaskoczyła nas. Miejsce do tańca zostało dobrze oświetlone, w kilku miejscach ustawiono świece w specjalnych kloszach i nagle taras zmienił klimat na znacznie bardziej przytulny, prawie intymny. Nawet krzyki pierwszych podchmielonych gości nie raziły. Wraz z mężem nie jesteśmy jeszcze zbyt starzy, od kilku lat po trzydziestce, ale to znacznie starsi od nas byli najbardziej aktywni. I w tańcach, i przy barze.
Kierowniczka zachwalała jakieś miejscowe wino, które wszyscy degustowaliśmy. Wino o intrygującym owocowym smaku, według mnie niepotrzebnie doprawione spirytusem, ale szefowa ośrodka wiedziała, co robi. Dwie duże szklane bańki, wypełnione po brzegi, zostały opróżnione jeszcze na długo przed końcem imprezy. Chłopak obsługujący część bufetu z darmowymi alkoholami, aż do wyczerpania zapasów nie miał chwili przerwy. Też wysłałam męża po dolewkę, jednak swój napój sączyłam do końca zabawy. Przynajmniej tak mi się wydaje. Na każdym stole stały jeszcze dwie półlitrowe butelki. Też wliczone w koszt imprezy. Na jedzenie nikt się specjalnie nie rzucał. Ale na darmowy alkohol... Jak spragniony turysta na pustyni, który po dwóch dniach wędrówki bez kropli wody nagle widzi źródełko.
Z niesmakiem przyglądałam się tej przepychance przy barze.
#
– Mariolka, gdyby ludzie byli bardziej pijani, to tam doszłoby do bójek – z rozbawieniem, obserwując długą kolejkę, mruknął do mnie Jurek, mój mąż. Ruchem podbródka wskazał miejsce obserwacji.
– O tak, mało kto umie bawić się bez alkoholu – potwierdziła Regina, nasza sąsiadka przy stoliku.
Jej mąż, Stefan, solidnie zbudowany mężczyzna z brzuszkiem i siwą, bujną czupryną, w milczeniu pokiwał głową. Z kpiącym uśmiechem przyglądał się kolejce prawie walczącej o darmowe, podrasowane wino.
– Jest tyle możliwości świetnej zabawy bez wspomagania – z uśmiechem mrugnął do żony. Renia pokiwała głową. Nieznacznie uśmiechnęła się.
Oboje prawdopodobnie dobiegali 50. Prawdopodobnie, bo o ile Stefan wyglądał naturalnie, Renia starała się strojem, kosmetykami zaniżać swój wiek. Ale muszę przyznać, że wyglądała atrakcyjnie. Chociaż miała nadwagę, to w dżinsowych spodenkach i żółtym tiszercie zwracała na siebie uwagę. Blond włosy uczesane w modnego boba, delikatny makijaż. Na nogach miała złote sandałki na szpilce. Do tego złoty łańcuszek na szyi i drugi na przegubie dłoni. Była ładnie, równomiernie opalona, a nie spalona „na brąz”, więc opalenizna dodawała jej uroku, a nie postarzała. No i atrybut, o którym zapomniałabym! Duży biust. Nadwaga nie tonowała wrażenia, jakie robiły jej piersi. Każdy mężczyzna 'tam' spoglądał, mijając ją. Do tego kobieta pogodna, uśmiechnięta. Swoim usposobieniem wręcz zachęcała panów do nawiązywania kontaktów. Stefan w ogóle nie reagował, kiedy widział innych mężczyzn śliniących się do niej w trakcie tańca bądź rozmowy.
Kacper i Kinga siedzący przy naszym stoliku byli młodsi od nas. Może nie o dziesięć lat, ale o pięć na pewno. Dobiegali trzydziestki i chyba nie byli małżeństwem. Ona tuliła się do niego, całowała go, on był bardziej zdystansowany, ale oddawał pocałunki, rewanżował się krótkimi pieszczotami. Wyraźnie nie lubił publicznego okazywania uczuć. Kinga również była efektownie ubrana. Dość wysoka, więc nie założyła szpilek, ale w delikatnych sandałkach o jasnobrązowym kolorze wyglądała, jakby była boso. Szczególnie w tańcu ta iluzja robiła wrażenie na oglądających ją mężczyznach. Krótka błękitna spódniczka, błękitna bluzka związana wysoko nad pępkiem dodawały je uroku, świeżości i odejmowały lat. Była szczupła, bez fałd tłuszczyku, więc mogła sobie pozwolić na taki ubiór. Proste włosy jasnej szatynki spięte w „koński ogon” jedynie podkreślały młody wiek ich właścicielki. Renia patrzyła na nią z kobiecą zawiścią. W duchu śmiałam się z jej zazdrości.
#
Po pierwszej godzinie imprezy nastrój się tak zmienił, że towarzystwo przy stoliku mijało się jak przy bufecie. Ciągle nowe twarze, kolejni zapraszający do tańca. Ponieważ nasze dwie butelki alkoholu już były puste, więc nie było obaw, że ktoś będzie żebrał o kieliszek alkoholu. Sporo tańczyłam, Jurek również korzystał z okazji. W ogóle od pewnego momentu miałam wrażenie, że jest na imprezie więcej osób niż było nas na samym początku. Nie myliłam się. Nie usłyszałam komunikatu, ale po drugiej stronie jeziora też były domki, z których przyszło sporo osób, aby potańczyć. Przynajmniej ze dwa tuziny.
Właśnie szalałam z jakimś facetem na tarasie, kiedy dałam mu znak, że już dłużej nie wytrzymam bez picia. Byłam tak spragniona. Podprowadził mnie w kilku krokach na bok, tam stali jego koledzy.
– Panowie, coś ekstra dla pani, jest bardzo spragniona, a wodą nie poczęstuję! – zawołał do kolegów.
Po chwili trzymałam w ręku kieliszek z jakimś musującym płynem.
– Co to jest? – spytałam lekkim tonem. Nie chciałam wyjść na przesadnie podejrzliwą, a byle czego też nie chciałam pić.
– Proszę spróbować! – życzliwym uśmiechem zachęcał mój partner od tańca. Chyba miał na imię Juliusz, bo dla własnej wygody, ochrzciłam go mianem: Cezar. Miał taki kędziorek z przodu. Cezar dalej reklamował: – To miejscowy, naturalny specyfik. Orzeźwiający, ale ma moc wina. I na pewno będzie smakował – zapewnił.
Mimo zapewnień połknęłam jedynie mały łyczek. Nic. Połknęłam znacznie większy i spodobał mi się smak.
– Jakiś owoc i ten aromat... – spojrzałam na nich. – Smaczne. Dziękuję – uśmiechnęłam się. Wypiłam resztę płynu, oddałam kieliszek.
– Byle czym byśmy nie częstowali – zapewnił jeden z nich nieco urażonym tonem.
Tańczyliśmy jeszcze chwilę i nagle poczułam, że odcina mi prąd. Próbowałam coś powiedzieć, ale nie słyszałam własnych słów. Mój partner spojrzał na mnie i coś do mnie mówił. Nic nie rozumiałam. Wziął mnie pod rękę i sprowadził po schodach poniżej tarasu. Stało tutaj kilka ławek, kilka osób paliło papierosy. Poszliśmy w bok. A raczej wlokłam się za nim, bo gdyby mnie puścił, upadłabym. Znalazł ławkę, którą od tarasu osłaniały świerki. Żadnego oświetlenia. Chwiałam się i chciałam usiąść, a najchętniej położyłabym się. Ten facet szarpał mnie za rękę, a ja chciałam usiąść.
Wtedy chwycił mnie w pół i nieco uniósł. Fajne uczucie... Patrzyłam w ciemność i czułam się, jakbym leciała. Zakręciło mi się w głowie. To on gwałtownie odwrócił mnie. Staliśmy za ławką.
– Ale ja chcę usiąść! – zażądałam. Dziwnie brzmiał mój głos. Jakby mówił ktoś inny.
Nie miałam siły w rękach, więc na oparcie ławki padłam brzuchem. Piersi znalazły się nad siedziskiem. Ktoś mnie uspokaja. Coś mówi do mnie i głaszcze mnie po plecach, po wypiętej pupie. Inne głosy cicho chichoczą. Ktoś klepie mnie po pupie, ale pod spódniczką! Czyjaś ręka dotyka mojej piersi. Próbuję złapać ją, ale nie mam siły podnieść ręki.
– Muszę odpocząć! – nie słyszałam wypowiadanych słów. Wiem, że je wypowiedziałam, a one jedynie huczą w mojej głowie. To nie było miłe uczucie, a jeszcze miałam wrażenie, że język mi się plącze. Zgięta w pół widziałam deski ławki, brakowało mi tchu. Słyszałam jakieś śmiechy, szepty, ktoś szarpał mnie za nogi, więc próbowałam kopnąć go. Obraz stawał się coraz mniej wyraźny. Słyszałam coraz mniej, moje ruchy stawały się coraz wolniejsze. Aż w końcu... Czarna dziura. Straciłam przytomność.
#
Ból. Coś mnie tak boli, że aż otwieram oczy. Leżę w pokoju na tapczanie. Leżę na lewym boku i uciskam rękę. Jakoś daję radę i przetaczam się na plecy. Boli mnie głowa, w ustach sucho, absmak. Otwieram oczy. W pokoju jest ciemno, na oknie wisi rozciągnięta zasłona. Nawet nie wiem, czy świeci słońce, czy pada deszcz.
– Ojjj. Źle! – wszystko wiruje. Zamykam oczy. Kiedy trochę przyzwyczajam się, otwieram oczy i rozglądam się. – Gdzie ja jestem? – przez chwilę koncentruję wzrok na jednym obrazie. Na tapczanie pod drugą ścianą śpi jakiś facet! Aż wzdrygnęłam się, tak przestraszył mnie ten widok. – Gdzie ja jestem, do cholery?! – krzyczę w duchu i dalej patrzę na niego.
Facet śpi. Leży bez butów, ale jest ubrany. Na dłoni widnieje charakterystyczna blizna.
– O! To Jurek! – oddycham z ulgą. I powoli przypominam sobie. Jesteśmy na wczasach. W ośrodku i wczoraj była impreza. Wieczorek zapoznawczy. Sporo tańczyłam, wypiłam trochę.
Jurek chrapie. Właśnie przewraca się na plecy i dopiero teraz zaczyna chrapać! Widzę, że ma rozpięty rozporek.
Sięgam ręką do krocza i prawie trzeźwieję. Wszędzie wyczuwam strupy...
– Krew?! Skąd krew?! – podrywam się gwałtownie.
Jeszcze kręci mi się w głowie, ale daję radę. Robię sporo hałasu w drodze do łazienki. Zapalam światło, oglądam się. Rozpięta i pognieciona bluzka. Na niej zaschnięta sperma! I na twarzy! A pod rozpiętym stanikiem kołyszą się piersi. Nie przypominam sobie, żebym próbowała rozbierać się... Jestem bezsilna i skołowana. Nie wiem, co się działo, ani gdzie! Chce mi się płakać. Z pokoju dochodzi chrapanie. Jurek mówi coś przez sen.
– Cholera! To sperma! Ale skąd?! – nerwowo obmywam się i cały czas gorączkowo zastanawiam, z kim byłam na tarasie? Z kim tańczyłam albo rozmawiałam? Próbuję przypomnieć sobie przebieg ostatniego wieczoru. Bezskutecznie. Słyszę dźwięk telefonu. To sms. Wracam do pokoju.
Otwieram telefon. Czytam: „Cześć! Tu Renia i Stefan! Po raz trzeci prosimy: obejrzyj filmiki, umyj się i przyjdź do nas, nr 22. Mamy o czym porozmawiać...”. Zmroziło mnie.
#
Oglądam wysłany filmik. Oglądam filmik z otwartymi ustami i chyba wytrzeszczam oczy. Skóra mi cierpnie z przerażenia. I z zażenowania! Widzę siebie. Stoję oparta o ławką i facet rżnie mnie w towarzystwie obserwujących i dopingujących kolegów. Jęczę, stękam, rzucam głową na boki. Może jestem pijana, ale nie protestuję! Kiedy skończył we mnie, nagle, z pomocą kolegów, pośpiesznie sadza, a w zasadzie kładzie mnie na ławce i momentalnie znika. Zostaję sama.
Jeszcze widzę, jak do ławki chwiejnym krokiem podchodzi mój mąż. Kamerzysta musi być w bezpiecznej odległości, bo kamera nawet nie drgnie. Jurek szarpie mnie, ale ja leżę na ławce i w ogóle nie reaguję na szarpanie. Bezradny małżonek siada koło mnie. No, w zasadzie na mnie. Zza kamery dobiega cichy chichot. Koniec nagrania.
Teraz dopiero do mnie dociera coś, co już wcześniej mnie niepokoiło, ale nie potrafiłam tego określić, mianowicie:
– Gdzie są moje majtki?! – szepczę i słyszę swój wściekły głos. Kiedy facet mnie rżnął nie miałam ich na sobie, ani pod stopami, ani nigdzie obok ich nie widziałam.
Na korytarzu jakiś hałas. To smarkacze wyszły z piłką i już trenują przed wieczornym, czyli głównym występem. W tej chwili wyjątkowo ignoruję ich zachowanie. Piłka uderza o czyjeś drzwi. Potem o kolejne. I jeszcze jedne. Śmiech, chichot, krzyki. Nagle ktoś wypada na korytarz i wściekłym, ale tubalnym głosem ‘strofuje’ dzieci. Po tym nieoczekiwanym wrzasku dorosłego, słyszę tupot nóg dzieciaków na schodach. I zalega kojąca cisza... Niecierpliwie wracam do przeglądania załączników.
– Jest drugi filmik! – z niezrozumiałych powodów moje zdenerwowanie rośnie.
#
Początkowo obraz jest chaotyczny. Ściana, podłoga, sufit, spódniczka, jakaś ręka, drzwi, lampa na suficie, ściana w powiększeniu. Oczopląs. Filmujący szarpie kamerką. Kiedy wreszcie stabilizuje obraz, ktoś zapala światło w pomieszczeniu...
– Cholera! Nasz pokój! – ze zdenerwowania zagryzam wargi. Patrzę i bezwiednie zaczynam ogryzać skórkę przy palcu.
Najpierw obiektyw na mojego męża. Stefan prowadzi go.
– Muszę do toalety! – domaga się Jurek i próbuje zwrócić.
– Przestań! Przed chwilą sikałeś na trawniku – upomina go Regina.
– Ja? – dziwi się Jurek i rozgląda półprzytomnym wzrokiem. – Aaa, faa, faa-ktyszńe...
– Ale fiutka to masz małego, chi, chi. Czym ty ją zaspokajasz, chłopie? – mruczy rozbawiona Renia i delikatnie klepie go po rozpiętym rozporku. – Kijem? A może koledzy pomagają?
Siedzę zdegustowana i zaskoczona. Do naszej sąsiadki nie pasuje taki wulgarny i prostacki komentarz. Tego nie spodziewałam się akurat po Reni! Aż trudno mi w to uwierzyć... Domyślam się, że to ona pomagała mu przy oddawaniu moczu i teraz rewanżuje się.
Stefan doprowadza mojego męża do tapczanu i sadza. Potem zdejmuje mu buty i cofa się. Jurek, z zamkniętymi oczyma, kładzie się na boku, wciska poduszkę pod głowę i w zasadzie od razu zasypia! Stefan rzuca na niego rozłożony koc.
– Jest gotowa? – pada pytanie zza kamery.
– Jest, jest. Sam zobacz... – słyszę zirytowany głos Reni.
Kamera kieruje się na mnie. Leżę na swoim tapczanie na lewym boku. Pupa wypięta, nogi razem, jeszcze w szpilkach, ale mam potarganą fryzurę i pomiętą bluzkę. I coś mamroczę.
– No, to ruszaj, Teo! – wesoły głos zza kamery popędza kolegę.
– Już wiem! Ten za kamerą to facet, który wykorzystał mnie na ławce! – zdenerwowana prostuję się. – Cezar!
#
Nie widzę twarzy mężczyzny, który podchodzi do mnie, ale oświetlenie jest dobre. Kamera jest za jego plecami. Podciąga moją spódniczkę i widzę swój goły tyłek!
– No, solidnie ją zerżnąłeś! – śmieje się Teo, gładko uczesany brunet w kolorowej, ‘hawajskiej’ koszuli. Teraz zauważam takie szczegóły. Pozostali również śmieją się. Renię też bawi jego komentarz, wyraźnie słyszę jej śmiech. Mężczyzna powoli rozpina rozporek, słychać charakterystyczny trzask zamka.
– Staram się! – odpowiada mój ‘tancerz’ Cezar.
Brunet rechocze i śliną nawilża penisa, potem wejście do pochwy. Obrywam solidnego klapsa.
– Zobaczymy, do czego się nadajesz! – mruczy i wciska we mnie penisa.
Poruszam się nieznacznie. W tym stanie na pewno nic nie poczułam.
– Oooch! Fajna, dość wąska! – sapnął zadowolony brunet. Zaczął rytmicznie uderzać biodrami.
Kamera wykonała zbliżenie. Dokładnie widzę jak penis znika w mojej pochwie. I wysuwa się. Powoli i znowu znika. Mężczyzna czasami mocno uderza, ale nie uzyskuje żadnej reakcji. Odchyla się, dłoń chowa za swoją głową i znowu rytmicznie mnie rżnie.
Spojrzałam w róg ekranu. Mój mąż nadal twardo spał. Nawet nie ruszał się. Zawsze tak reagował na alkohol. Nieważne, czy wypił jeden kieliszek, czy pół litra.
Mężczyzna sapał i rżnął mnie w tym samym rytmie. Czasami tylko widzowie ponaglali go, albo złośliwie komentowali moje zachowanie. Po prostu świetnie bawili się moim kosztem. Gdy już nieco przywykłam do tego obrazka...
– Czekajcie! Mam pomysł! – rzucił brunet. Szarpnął mną jak kłoda drewna i założył sobie moją prawą nogę na ramię.
– E, ładnie wygolona cipka! – Stefan docenił moje starania.
Zagryzłam wargi. Czerwienię się. Mimowolnie objęłam się rękoma. Byłam zażenowana. Nie mam natury ekshibicjonistki. Moje potrzeby wstydu, poniżenia i ekscytacji w zakresie obnażania wystarczająco zaspokaja ciekawski mąż.
– No, teraz patrzcie! – brunet podniósł głos i wszyscy ucichli. Znieruchomiał, wyjął penisa i po chwili wpychał go ponownie. Jednak tym razem wyraźnie natrafił na opór. Stękał. Ja też.
– I co, wchodzi? – ciekawska Renia dała głos.
– Wchodzi, wchodzi! – potwierdził Cezar zza kamery.
– O, cholera! On wchodzi do odbytu! – aż krzyknęłam, kiedy to dotarło do mnie. Niespokojnie spojrzałam na Jurka, ale, na szczęście, nadal twardo spał.
Już wiedziałam, dlaczego czułam taki ból. Smutno pokręciłam głową i ciężko westchnęłam.
– A ja, naiwna, myślałam, że podczas wczorajszej imprezy upadłam na pupę...
– Proszę! – szczeknął z dumą brunet. – Wszedł cały! – chwilę później rżnął mnie rytmicznie. Reszta kibicowała mu głośno. Wszyscy świetnie bawili się moim kosztem. Jeszcze widziałam, jak moja zadbana stopa w szpilce podrygiwała na jego ramieniu.
#
Facet był w dobrej kondycji. Od kilku minut rżnął mnie w szybkim, równym tempie. Już był bez koszuli, jego skóra połyskiwała od potu. Ruszałam się pod nim, próbowałam podnieść, ale za każdym razem podbijał rękę, na której opierałam się albo po prostu pchał mnie na tapczan.
– Dokładniej obejrzymy dziewczynkę – sapnęła Renia i podeszła do mnie. Nachyliła się, a kamera zarejestrowała błysk białego materiału w jej kroczu. Krótkie spodenki o szerokich nogawkach umożliwiły taką obserwację. Ciche "O!" kamerzysty dowodziło, że jemu spodobał się ten widok. Renia rozpięła mi bluzkę, stanik i podciągnęła do góry. Uwolnione piersi wypadły z niego.
– O, ma ładne cycki! – głos kamerzysty.
– No, będziecie mieli czym pobawić się! – śmieje się Renia.
– Dupę też ma niezłą! – wystękał Teo.
Podszedł Stefan i złapał mnie za cycki. Bawił się nimi, ciągnął, miętosił, ściskał brodawki. Potem wykręcił brodawki. Gdybym była przytomna, pewnie wyłabym z bólu. Ścisnął piersi, szarpnął, puścił je i otwartą dłonią klepnął je solidnie. To naprawdę nie był pieszczotliwy klaps. Było słychać głośne uderzenie. Spojrzał w dół i sięgnął do mojej cipki, oglądał i macał ją chwilę. Potem jeszcze... uderzył mnie w twarz! Lekko stęknęłam z wrażenia.
– Cholera, nie daliście jej za dużo? – z głosu Stefana przebijał niepokój, kiedy wycierał o mnie wilgotną dłoń.
– Nie! Spoko! Miała dostać normalną porcję, a wypiła tylko jeden kieliszek – uspokajał kamerzysta.
– Uwaga! Finiszuję! – wystękał zasapany i spocony brunet.
– Teo! Czekaj! – Renia poderwała się i chwyciła mnie za głowę. Ucisnęła szczęki i otworzyła mi usta.
– Co jest? – brunet nadal mnie rżnął, ale musiał zapytać.
– No, Teo, pokaż, jak się zlewa prawdziwy mężczyzna! – zachichotała Renia.
Brunet jednym ruchem wyszedł ze mnie, stanął przy mojej twarzy. Pochylił się, oparł na jednej ręce, a drugą masował penisa.
– No, spuszczaj się! Teo! – niecierpliwiła się rozbawiona Renia, trzymając mnie za szczęki.
Brunet bez słowa wsadził masowanego penisa do moich ust i nagle głośno, przeciągle stęknął. Ciężko oddychał przez chwilę, a reszta w milczeniu się przyglądała.
– Posmakuj swoją dupę! – sapnął zadowolony z siebie i zamieszał sterczącym penisem w moich ustach.
Mężczyźni zaśmiali się z aprobatą. Blondyna im wtórowała.
#
– Jest! Brawo! – śmiała się Renia. Puściła moje szczęki i klaskała. Była tak ożywiona w trakcie oklasków, aż jej piersi ‘skakały’ pod tiszertem.
– Renia, ależ ty masz świetne cycki! W ogóle świetnie wyglądasz! – kamerzysta był szczerze zafascynowany. Sterczące brodawki wyraźnie wypychały materiał.
– I pewnie chcesz więcej zobaczyć? – zapytała prowokacyjnie.
– Nooo..., jasne!
– Dobra! – szybko zgodziła się. – Ale innym razem! Musisz zasłużyć na nagrodę! – zaśmiała się i wygięła zalotnie. Zaczęła podciągać tiszert. Nie miała stanika, więc już widzieli fragment jej nagich, obfitych piersi. Zatrzymała obnażanie piersi, gdy było widać może ich czwartą część.
Wręcz czułam, jak mężczyźni wyczekiwali na pokazanie sutków. W pokoju panowała cisza.
– Coś dla fetyszystów! I nie tylko... – pomyślałam. Jurek też zachwycał się dużymi, zadbanymi biustami. Mój nie był tak duży, ale miałam spore sutki. To też bardzo go podniecało. Podobnie jak sterczące brodawki podczas seksu. Musiałam uważać, żeby mi ich nie odgryzł... Ale teraz patrzyłam i słuchałam tego dialogu z otwartymi ustami. – Renia nie ma żadnych zahamowań! – dotarło do mnie. Przy stole zachowywała się zupełnie inaczej.
Kiedy wydawało się, że zacznie zdejmować tiszert, nagle opuściła go i jednocześnie powiedziała, wskazując na mnie:
– O! Zobaczcie! Ale Teo się spuścił!
Z moich otwartych ust wylewała się strużka spermy. Wciąż leżałam na boku. Wyglądałam jak zmięta, zużyta lalka.
– Nooo, Teo! Mariola będzie zadowolona, kiedy się obudzi! Ha, ha, ha!
– Spust na parę gardeł!
– Brawo, chłopie!
– Pewnie każda by się ucieszyła... – wyzywająco dodała Renia. Stała nade mną i macała moją pierś.
Film skończył się. Gdzie w nim padło imię Reni, ale nie sfilmowano ich twarzy. Za to moją widać dokładnie. Również podczas wytrysku.
– Gdzie pokażę taki film, skarżąc się i nie narażając na śmieszność albo, co gorsza, na poniżenie? – zastanawiałam się. Z ponurego zamyślenia wyrwał mnie sygnał telefonu. Przyszedł kolejny sms. Otworzyłam go i przeczytałam:
– „Hej, Mariolka! Mamy nadzieję, że już nie śpisz i obejrzałaś filmiki. Przyjdź do nas jak najszybciej! To w Twoim interesie! Filmiki możesz skasować, wyślemy na maila. S/R”.
Rozebrałam się do naga i poszłam pod prysznic.
Cdn.