Praktyki i czas wolny przebiegały spokojnie i pomyślnie, według ustalonego rytmu. Praca, spotkanie z Iloną, odpoczynek, praca... itd. Wyjechał na tydzień do filii Zakładów, nie wiadomo dlaczego przydzielili Jana do pracy w magazynie, choć nie żałował tego. Udało się zerżnąć duży tyłek pani Moniki, szefowej magazynu. Ale wrócił „na stare śmieci” z radością, wszak Ilonka ciągle czekała na niego i jego kutasa...
Aż nadszedł ten wieczór.
Bardzo późno wracali z terenu. Jan wiedział, że będą przejeżdżali obok bloku Ilony, poprosił więc kierowcę, żeby tam go wysadził. Wiedział też, że mimo późnej godziny nie będzie niepożądanym gościem, bo i tak domownicy chodzili spać około północy, a ojciec Iwony już go akceptował.
Posiedzieli chwilę we czwórkę, potem jej rodzice poszli do swej sypialni. Jan siedział z Iloną w kuchni, byli rozluźnieni i jak zwykle zwykle, kiedy przebywali w swym towarzystwie humory im dopisywały. Ilona była już wcześniej przygotowana do spania, była po gorącej kąpieli, ubrana w ciepły szlafrok, na sobie nic więcej poza nim nie miała. Usiadła chłopakowi na kolanach, zaczęli się całować. Korzystając z sytuacji Jan nie próżnował, sprawdził „namacalnie” biust dziewczyny, po chwili już palcował mokrą, złaknioną pieszczot cipkę. Kutas stał mu jak maszt na żaglowcu, Ilona nie pozostawała bierna, masowała go, po chwili klęczała przed chłopakiem i robiła rewelacyjnego loda. Jan popchnął ją, przewrócił na podłogę, podwinął poły szlafroka i wszedł w gorącą, oczekującą go pipkę. Ilona westchnęła cichutko, biodrami odpowiadała na jego ruchy. W tym momencie do kuchni weszła jej matka. Jan wstał błyskawicznie z podłogi, ale zanim zdążył schować swojego penisa w spodniach dostrzegł dziwny błysk w oczach matki dziewczyny. Z pewnym wahaniem zareagowała na zastaną sytuację.
Ojciec, chodź szybko – wrzasnęła, w głosie słychać było przejęcie, zdziwienie i zaskoczenie.
Sekundę później był przy niej jej mąż
A tu kurwa, co się dzieje? - wrzeszczał na całe gardło – co ty, kurwa jesteś? - to dotyczyło córki – wypierdalajcie z mojego domu, ty kurwiarzu, tak robisz z moją córką? - Doskoczył do Jana z rękami, zaczął nimi wymachiwać przed jego nosem.
Wypierdalać mi stąd! - Znowu zaczął wymachiwać rękami. - nie będę kurwy trzymać w domu. - Jego ręce znalazły się niebezpiecznie blisko przed twarzą chłopaka. Nie chcąc robić jakiejkolwiek krzywdy ojcu swej kochanki – złapał go wpół i kilka razy uderzył nim o ciężką, dębową szafę.
Facet trochę zmiękł, już się tak nie darł, więc Jan jeszcze dwa razy profilaktycznie walnął nim o szafę i puścił. Złapał Ilonę za rękę i wybiegli z mieszkania. Dziewczyna była w szlafroku, na bosych nogach miała jakieś kapcie, a na dworze było bardzo zimno... Pobiegli do Joli i Leszka. Opowiedzieli całą historię, Jola stwierdziła, że dziewczyna będzie spała u nich, póki jej ojcu nie minie złość. Wtedy właśnie Ilona wpadła na „super pomysł”!
Wiem, jak ich udobruchać! - oznajmiła radośnie.
Trzy głowy zwróciły się w jej stronę.
Jak? - spytali niemal chórem
To proste! Powiemy im, że chcemy się pobrać! - tym razem trzy głowy zwróciły się w kierunku Jana.
Hmmm... Co prawda nie jestem na takie coś przygotowany, ale moja odpowiedź jest jednoznaczna i nieodwołalna...
Jaka??? - trzy pytania zlały się w jedno.
NIE! Nie będzie żadnego ślubu!
Po kilku dniach rodzice pozwolili wrócić Ilonie do domu. Spotkał ją jeszcze dwa razy, ale tylko towarzysko, oboje nie chcieli kontynuować znajomości. Po kilku latach przypadkowo spotkali się na mieście. Była z mężem i dwoma córeczkami. Trochę się zmieniła fizycznie, ale nadal była atrakcyjną kobietą...
Pewnego dnia po pracy, Jan poszedł na zakupy. Wychodząc ze sklepu dosłownie złapał przewracającą się dziewczynę. Potknęła się o wystający próg i gdyby nie zareagował – runęła by z impetem na chodnik. Łapiąc lecącą dziewczynę chwycił ją w pół i przytrzymał mocno. Jedna ręka wylądowała na jej piersi, drugą objął smukłą kibić.
Masz szczęście, że tutaj byłem, inaczej skończyła byś na chodniku z wielkim guzem - uśmiechnął się szeroko – Za ratunek należy się nagroda! Przecież gdybym cię nie chwycił była byś... upadłą kobietą!
Dziękuję, rzeczywiście, gdyby nie ty to bym tu leżała z rozbitym kolanem, łokciem, albo głową – popatrzyła uważnie na chłopaka – A jaką nagrodę masz na myśli?
Hmmm, niech pomyślę... Już wiem – dasz się zaprosić na kawę i ciacho!
Dlaczego nie, i tak nie mam dzisiaj żadnych planów. To gdzie idziemy?
Może tutaj, do „Capri”?
Ok, chodźmy. Aha, mam na imię Justyna, a ty?
Przedstawił się i przepuścił dziewczynę przodem. Stąpając z tyłu taksował jej figurę. Twarz widział, Justyna byłą bardzo ładną dziewczyną, w typie cygańskiej urody – ciemna cera, duże oczy, mały, zgrabny nosek dość wydatne, pełne usta. Widok, jaki miał przed sobą też był niczego sobie. Szczupła, długie nogi, kształtu pupy nie widział, zasłaniał ją krótki płaszczyk, ale domyślał się, że też jest zgrabna i foremna. Biust już czuł pod ręką, więc miał ogólny obraz ślicznej, młodej kobiety.
Pomógł zdjąć płaszcz, jego przypuszczenia sprawdziły się. Pupa Justyny była bardzo szczupła, taka, jakie lubił najbardziej. Zajęli miejsce przy stoliku w głębi sali. Nie było zbyt wielu gości, mogli spokojnie rozmawiać. Justyna okazała się miłośniczką polskiego filmu, co było również jego zamiłowaniem; tematów do dyskusji więc nie zabrakło. Nawet się nie spostrzegli, kiedy minęły prawie trzy godziny ich przypadkowej randki. Dowiedział się, że dziewczyna jest studentką, mieszka razem z koleżanką w wynajmowanym mieszkanku w dużym mieście, a tutaj jest na feriach u mamy, zaliczyła sesję w terminie zerowym. Ojca nie miała, zostawił je, kiedy miała kilka lat, nawet nie pamiętała go za bardzo, po odejściu od rodziny nie interesował się nimi wcale.
Dobrze im się rozmawiało, Jan zaproponował kolejne spotkanie. Umówili się na następny dzień, w tym samym miejscu, o tej samej godzinie.
Tak jak wczoraj – czas mknął ekspresowo, nawet nie zauważyli, kiedy zrobiło się bardzo późno.
Odprowadzę cię do domu, jest późno i ciemno.
Nie widzę problemu, to spokojna ulica, ale jeśli chcesz?
Chcę.
Na zewnątrz było bardzo zimno. Justynę przebiegł dreszcz chłodu, przytuliła się do chłopaka. Wsunęła rękę pod jego łokieć i pomalutku poszli w kierunku jej domu. Przed bramą jeszcze chwilkę rozmawiali, znowu umówili się na następny dzień. W pewnym momencie Jan nie wytrzymał. Ujął w dłonie twarz dziewczyny i przywarł do jej ust. Justyna odwzajemniła pocałunek, po chwili ich języki wykonywały szaleńczy taniec...
Fantastycznie całujesz – wyszeptała – Ale muszę już iść.
Też masz sprawny języczek, nie tylko w gadaniu!
On ma jeszcze inne umiejętności – odparła, uśmiechając się tajemniczo.
Jakie?
Na to musisz jeszcze trochę poczekać, może kiedyś się dowiesz... Ale naprawdę muszę już uciekać.
Spotykali się codziennie. Justyna coraz bardziej podobała się chłopakowi, jak sądził chyba ze wzajemnością. Wydawała się trochę tajemnicza, nie zaprosiła go nigdy do siebie, widywali się tylko na mieście; w końcu nadarzyła się okazja do bliższego poznania. Kolega Jana z roku, Antek, zaprosił go na urodziny, Jan miał być z osobą towarzyszącą. Impreza zaplanowana na dwa dni, nocleg w pensjonacie prowadzonym przez rodziców Antka. Jan nie zastanawiał się zbyt długo. Z Iloną praktycznie nie miał kontaktu, widział ją tylko kilka razy w mieście i po za zdawkowym „cześć” nie rozmawiali wcale... Poza tym miał też swój plan, dotyczący nowej znajomości, pomyślał więc o Justynie; no i tylko ją znał na tyle bliżej, że mógł zaproponować wyjazd. O dziwo, zgodziła się natychmiast.
Ale wiedz, że będziemy spali w jednym pokoju, może nawet w jednym łóżku! - ostrzegł uradowaną dziewczynę.
Chyba mnie nie zjesz, prawda? - uśmiechnęła się zalotnie – Poza tym nie jestem malutką dziewczynką.
No to bądź gotowa w piątek, o szesnastej podjedzie znajomy i nas zabierze.
To impreza oficjalna, czy taka bardziej na luzie?
Sam nie wiem, bądź gotowa na każdą okazję.
W piątkowe popołudnie wsiedli do auta znajomego z pracy. Jan oniemiał na widok olbrzymiej walizy Justyny, sam miał małą torbę i garnitur w pokrowcu.
Mówiłeś, że mam być gotowa na każdą okazję! Nie gap się tak, tylko wsadź bagaż do auta! - wydawała polecenia.
Ale... - próbował oponować.
Nie ma żadnego „ale”!
No dobra, twoje górą - postękując załadował wielki bagaż do samochodu, ledwo się tam zmieścił.
Podróż nie trwała długo, już po godzinie byli na miejscu. Umówił się ze znajomym, ustalił porę, kiedy będzie mógł ich znowu zabrać wracając do domu.
Antek rozradowany czekał w progu pensjonatu.
Fajnie, że jesteście, możecie wybrać dowolny pokój na piętrze, jesteście pierwsi. - popatrzył z zainteresowaniem na Justynę – Miło mi cię poznać, jestem Antoni, dla przyjaciół Antek.
Justyna, dla przyjaciół Justyna, też mi miło i dziękuję za zaproszenie - uścisnęła wyciągniętą dłoń.
Lećcie na górę, pokoje dla nas są na pierwszym piętrze. Impreza ma zacząć się o dziewiętnastej, macie więc trochę czasu dla siebie. Jeśli jesteście głodni – na dole w piekiełku czeka obficie zaopatrzony bufet. Tylko nie spóźnijcie się zbytnio! - puścił oko do Jana i poszedł zająć się następnymi gośćmi, którzy właśnie nadjechali.
Wtaszczyli się z bagażami na piętro. Pokoje w zasadzie były bardzo do siebie podobne, ale jeden wyróżniał się bardzo dużym łóżkiem z lustrem na suficie.
Co powiesz na ten? - Justyna stanęła w progu – Może być?
Może być, mi to obojętne, chcę już gdzieś postawić tę twoją nieszczęsną walizkę!
Mówiłam, że sama ją wniosę!
Tak, chyba na pierwszy stopień, potem byś zemdlała z wysiłku.
Tralala, nie wiesz, jaka jestem silna.
OK, siłaczko, kto pierwszy do łazienki?
Idź ty, ja muszę sobie wszystko poszykować i rozpakować walizeczkę.
Wyciągnął z torby przybornik z kosmetykami, wszedł do obszernej, jasnej łazienki. Prysznic z letniej wody dobrze mu zrobił. Co prawda puścił wodze fantazji, wyobrażając sobie, co będzie robił z Justyną, ale wolał zachować się z rezerwą, po co kolejny ból jąder i własnoręczne rozładowanie napięcia w razie niepowodzenia...
Ubrany w gruby szlafrok wyszedł z mokrą głową z łazienki i oniemiał! Justyna stała na środku pokoju ubrana tylko w koronkową bieliznę, przykładała do siebie kolejną sukienkę.
Co się gapisz? Lepiej powiedz, w której mam iść?
Według mnie możesz iść nawet nago!
Głupek! Żeby wszyscy patrzyli na gołą laskę, zamiast na jubilata?
Ja bym mógł cały czas patrzeć.
Spadaj, idę do łazienki.
Tak jak mówił – Jan gapił się z zachwytem na dziewczynę, która znikała za drzwiami toalety. Ona była zjawiskowo piękna! Usiadł na łóżku, pogładził powstającego przyjaciela. Rozsunął poły szlafroka i popatrzył na swe krocze
Co, chętnie byś się dobrał do tej dupci, prawda? Nie wiadomo, może się uda...
Położył się na świeżej pościeli, przymknął oczy, jego wyobraźnia ruszyła...
Leżał tak dłuższą chwilę, nie zdając sobie sprawy z upływu czasu. Justyna w szlafroku i zawoju z ręcznika na głowie szturchnęła go delikatnie.
Śpisz?
Nie, marzę...
Nie masz nic lepszego do roboty?
No jakoś nie.
No to się odwróć, muszę się ubrać.
Przeturlał się na prawy bok, tyłem do dziewczyny. Podniósł głowę i uśmiechnął się radośnie. Wielkie lustro nad łóżkiem doskonale odbijało jej sylwetkę. Zaśmiał się cichutko, ale Justyna usłyszała i też podniosła głowę.
Ty draniu podglądaczu! - stanęła nad nim goła, tylko z ręcznikiem na włosach – A ja nie mam prawa widzieć?
Co chcesz widzieć? - spytał niepewnie, czując, że penis podnosi mocno głowę – ja tylko...
Co tylko? Zdejmuj szlafrok!
A jak zdejmę, to co dalej?
Ale jesteś niemota! Pokaż mi go w końcu!
Uklęknęła przed łóżkiem, rozchyliła poły szlafroka skrywającego klejnoty Jana.
Ale on ładny, wielki! I jak pięknie stoi... Dasz mi go spróbować? - oblizała wargi z lubieżnym uśmiechem – Podoba mi się ten przystojniaczek...
Ostatnie słowo było mało zrozumiałe, bo już miała penisa w ustach. Złapała jedną dłonią podstawę sterczącego kutasa, drugą zaczęła go pomału masować. Językiem oplatała nabrzmiałą główkę, lizała jądra. Jan westchnął głośno. Nawet w najśmielszych marzeniach nie zakładał takiego początku imprezy. Zdjął ręcznik z głowy Justyny, mokre włosy rozsypały się poczuł je na brzuchu i udach. Położył dłoń na głowie dziewczyny i począł mocniej dociskać. Zakrztusiła się na chwilkę, ale zaraz wróciła do przerwanej czynności. Jan czuł niesamowity wzwód, kutas spęczniał i wydłużył się jak nigdy dotąd. A ona brała go prawie całego, zdawało mu się, że główka opiera się o jej migdałki. Nie przerywała, jeszcze bardziej próbowała wcisnąć go w usta. Nie mógł się powstrzymać, rozwiązał pasek szlafroka, zdjął go z siebie, wstał. Justyna nadal ssała olbrzymi organ. Patrzył na jej zgrabną pupę, niezbyt duże, ale bardzo kształtne i pasujące do jej postury piersi, patrzył na długie, szczupłe i bardzo zgrabne nogi. Podniosła wzrok, popatrzyła mu w oczy z niemym pytaniem. Wiedział, czego oczekuje. Schylił się, objął dłońmi jej pupę, pogłaskał i dał lekkiego klapsa. Westchnęła bezgłośnie, wstała z kolan. Pocałunek był bardzo długi i niezwykle namiętny. Położyli się na łóżko. Jan całował jej oczy, zgrabny nosek, brodę... Pocałunkami posuwał się coraz niżej, z szyi na piersi, które lizał i delikatnie kąsał sutki, wywołując głośne westchnienie dziewczyny; lizał brzuch, rozsunął długie nogi, zgiął je w kolanach. Przed oczami miał samą słodycz – piękną muszelkę pipki pod małą kępką delikatnych, ciemnych włosków na łonie. Polizał cipkę, dłońmi rozchylił wargi. Nad dziurkami sterczał twardy guziczek łechtaczki, zaczął więc go ssać i dusić językiem. Ciało Justyny wycięło się w łuk, z ust wydobyło się ciche charczenie. Przyspieszył ruchy, przygryzał wargi sromowe, wsuwał język do środka pipki, spijał jej słodkie soki. Podniósł wyżej drżące biodra, zsunął się na odbyt, lizał drugą dziurkę, wibrował w niej językiem, w końcu w obie wsunął palce, zaczął nimi onanizować piękną dziewczynę. Justyna już nie charczała. Pojękiwała głośno, niekiedy głośniej krzyknęła. Jan podniósł się, sterczącą pałę pomalutku wsunął w kapiącą sokami i śluzem cipkę. Wbił się w nią po jajka, wycofał i znowu uderzył. Jego ruchy były coraz szybsze, słychać było klaskanie jąder odbijających się od pupy dziewczyny. Nie panowała już nad emocjami. Twarz wykrzywiła w spazmie rozkoszy, rozchyliła usta i zaczęła głośno wrzeszczeć. Na szczęście pod ręką była… poduszka. Zakrył twarz podnieconej dziewczyny i kontynuował swoje dzieło. Poczuł, że sam zaczyna też dochodzić. Nie chciał jednak tego, więc wycofał się z pipki i odwrócił Justynę na brzuch. Splunął na jej kakaową dziurkę, rozchylił pośladki i pomału zaczął wchodzić w zgrabną, ciasną pupę. Znowu wrzasnęła, ale podniosła biodra, żeby mógł swobodniej i głębiej w nią wejść.
Nie za ostro – wydyszała – dawno tam nikogo nie było.
Jestem zawsze delikatny, ale twoja pupa jest cudownie gorąca...
Przepchnął łeb penisa przez zwieracze, poczuł, że kochanka zaciska je rytmicznie potęgując doznania obojga. Prawie położył się na dziewczynie, wsunął pod nią obie ręce. Prawą na wysokości biustu, dłonią ściskał i masował młode piersi, lewa ręka zawędrowała między nogi Justyny, objął dłonią jej cipkę i drażnił sterczącą ciągle, twardą łechtaczkę. Z całym impetem natarł na wypiętą pupę. Jego ruchy przypominały pracę tłoka parowego, pompował tyłek kochanki nie zważając na jej wrzaski stłumione pościelą. Czuł, że dochodzi. Jeszcze mocniej przycisnął ją do siebie i zamarł. Sekundę później sam schował głowę w poduszkę, nie potrafił opanować ryku wydobywającego się z gardła. Całe ciało drgało konwulsyjnie wpompowując w pupę Justyny potężną dawkę spermy.